Na pomniku poświęconym pamięci Żydów zamordowanych przez polskich sąsiadów przed 70 laty w Jedwabnem 1 września pojawiły się namalowane nieznaną ręką swastyki oraz napisy: „byli łatwopalni” i „Nie przepraszam za Jedwabne”. Tego samego dnia pod kościołem Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim w Warszawie przechodniom oferowano wejściówki na uroczysty koncert, zorganizowany w ramach VIII Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Ale kościół nie wypełnił się po brzegi.
Byli obecni ambasadorowie: Izraela i USA, przedstawiciele służb dyplomatycznych, władz miejskich, garstka ludzi kultury, mediów, jedna polsko-amerykańska wycieczka oraz trochę turystów i mieszkańców Warszawy. Nie było zajętych kampanią wyborczą polityków. Lista nieobecności była długa, bo i Festiwal Singera to impreza niszowa, choć w tym roku patronowało jej wiele prominentnych osobistości, a nawet wpisany został do programu kulturalnego polskiej prezydencji. Nie obudziła się ani w politykach, ani w działaczach społecznych spontaniczna i gremialna chęć zademonstrowania poprzez udział w koncercie swojego sprzeciwu wobec przejawów nietolerancji i ksenofobii, właśnie takich, z jakimi mieliśmy do czynienia choćby w Jedwabnem.
W programie uroczystości była V Symfonia Beethovena w wykonaniu Orkiestry Opolskiej Filharmonii oraz romantyczna opowieść „Stempeniu” wybitnego żydowskiego pisarza Szolema Alejchema (m.in. autora powieści „Dzieje Tewji Mleczarza”, według której powstał musical „Skrzypek na dachu”), z muzyką znanego współczesnego kompozytora izraelskiego Dov Seltzera. Opowieść Alejchema o miłości żydowskiego żonatego skrzypka Stempeniu do ślicznej Rachele, w której zakochuje się on z wzajemnością w dniu ślubu dziewczyny, była dla sporej części publiczności pewnym szokiem.