Debiutował tomem „Niepokój” w 1947 r., ale do dziś nie przestał niepokoić. To jest o tyle trudne, że przecież rewolucji Różewicz dokonał dawno temu, na samym początku: zreformował formę wiersza i tak powstał „wiersz różewiczowski”, wolny. I nie pojawił się już później nikt w polskiej poezji – pisała o tym młoda poetka Joanna Mueller – kto by dokonał równie istotnej zmiany. Różewicz jest jak oddech. Polscy poeci chcąc nie chcąc piszą „Różewiczem” i dopiero siłą woli mogą się z niego wyzwalać.
Zresztą ta zmiana nie dotyczyła tylko formy. Tadeusz Drewnowski pokazał, że Różewicz zbliżył wiersz do rzeczywistości. „Ja w tym sensie w latach 1946–1948 uwolniłem młodzież od wszelkich form. Piszcie, jak chcecie, rymujcie, piszcie sonety, piszcie wierszem, który przypomina prozę, trójkąt, w kółko, jak komu potrzeba. To jest nieważne. Ważna jest wewnętrzna energia i materia” – tak sam Różewicz komentuje tę rewolucję w rozmowie z Adamem Czerniawskim w książce „Wbrew sobie. Rozmowy z Tadeuszem Różewiczem”, która ukaże się w listopadzie w Biurze Literackim.
W ostatnim czasie nie mogliśmy zresztą narzekać na brak Różewicza. Chociaż ostatni tom, a właściwe zbiór utworów satyrycznych („Kup kota w worku”), ukazał się w 2008 r., to „wyprzedaż w firmie Tadzio” – jak to sam określił poeta – cały czas trwa. Ukazały się wznowione opowiadania „Wycieczka do muzeum”, które przypomniały, że Różewicz jest nie tylko poetą.