Krótki film o aktorze, którego przerosła rola
Rozmowa z włoskim reżyserem Nannim Morettim
Janusz Wróblewski: – Nowo wybrany papież odmawia pełnienia posługi, ponieważ nie widzi się w roli zwierzchnika Kościoła. Taki jest punkt wyjścia pana najnowszego filmu „Habemus Papam”, mamy papieża, w którym kwestionuje pan zasady religijnego przywództwa, obnaża iluzję wiary, krytykuje skostniałą strukturę Kościoła katolickiego…
Nanni Moretti: – Nie, nie, żadna z tych kwestii nie jest głównym tematem filmu. Mówię tylko, że w życiu człowieka przychodzi taki moment, że trzeba umieć powiedzieć nie. Jeśli zaczyna się pełnić bardzo wysoką funkcję społeczną, na przykład wielkiego autorytetu moralnego, a to brzemię wydaje się nie do udźwignięcia – warto zdobyć się na odwagę i wycofać. To najuczciwsze rozwiązanie.
Papież nie jest zwykłym autorytetem moralnym.
Oczywiście, nie bez znaczenia pozostaje fakt, że bohaterem filmu jest papież. Problem wydaje się jednak uniwersalny. Czułbym się niedobrze, gdyby przykładowo szefowie wielkich korporacji czy politycy na eksponowanych stanowiskach myśleli, że niedorastanie do roli lidera albo obawy, iż nie sprostają oczekiwaniom, ich nie dotyczą.
Opowiada pan o problemach Kościoła katolickiego, żeby podzielić się niepokojami na temat kryzysu demokracji?
Jedno nie wyklucza drugiego. Kościół celebruje i przechowuje rytuał monarchii królewskiej. Jest symbolem władzy. Także świeckiej. I nie tylko Kościół cierpi na deficyt autorytetów. Ludzie potrzebują przewodnika, nie potrafią się bez niego obejść, ktoś musi wskazywać im drogę. Chcą mieć przywódcę doskonałego, gwarantującego sens życia. Tymczasem głowa Kościoła nie daje rady, rezygnuje.