Janusz Wróblewski: – Bracia Coen, pytani o sekret ich współpracy, odpowiadają, że czują się jednym reżyserem o dwóch głowach. W waszym przypadku jest tak samo?
Luc Dardenne: – Pracujemy razem od 1973 r. Dobrze się rozumiemy. Nie ma powodu, żeby było inaczej.
Pokusa samodzielnego reżyserowania nie burzy waszej harmonii?
L.D.: – Razem napisaliśmy pierwszy scenariusz, wspólnie nakręciliśmy pierwszy dokument, a potem fabułę. Widocznie tak już musi być.
Czy którykolwiek z waszych filmów wyraża bardziej przemyślenia jednego z was?
L.D.: – Nie sądzę. Nie potrafiłbym zrobić filmu bez pomocy brata i wiem, że on uważa podobnie.
Jean-Pierre Dardenne: – Zupełnie się z tobą nie zgadzam. Robiłbym o wiele lepsze filmy, gdybym pracował samodzielnie. Ty też tak myślisz, tylko ze względu na moją obecność boisz się do tego przyznać publicznie.
(obaj wybuchają śmiechem)
Jak się dzielicie obowiązkami na planie?
L.D.: – Jeden zajmuje się aktorami i ekipą techniczną. Drugi siedzi przy monitorze. Kiedy ujęcie jest gotowe, oglądamy i zastanawiamy się, czy konieczne są poprawki. Po dwóch, trzech scenach zamieniamy się rolami. Aktorom, zwłaszcza nieprofesjonalnym, długie ujęcia sprawiają kłopot. Trzeba im narzucić odpowiedni rytm, a do tego przydaje się bliska obecność reżysera. Przy monitorze łatwiej oceniać płynność ruchów oraz reakcji. A temu, kto patrzy na aktorów, jakość ich gry.
Im silniejsze napięcie między wami, tym lepiej?