W 988 roku książę Włodzimierz postanowił zjednoczyć ziemie ruskie pod sztandarem jednej religii. W tym celu zwrócił się do żydów, chrześcijan i muzułmanów z prośbą o szczegółowy opis ich wierzeń. Perspektywa spędzenia wieczności w towarzystwie siedemdziesięciu niewiast bardzo się księciu Kijowa spodobała, ale odstraszyły go obrzezanie, zakaz konsumpcji wołowiny i – w stopniu najwyższym – konieczność abstynencji. Według „Najstarszej kroniki kijowskiej” Włodzimierz miał powiedzieć: „Dla Rusi picie jest weselem, nie możemy bez tego być”. Tym samym islam stracił potencjalnego sojusznika.
Najsłynniejszy historyk starożytności, Herodot, twierdził, iż Arabowie mieli dwóch tylko bogów, Bachusa i Uranię. Potwierdza to literatura, a konkretnie chamrijjat, preislamski gatunek poezji, w którym opiewano uroki wina. Gatunek ten przetrwał nawet koraniczne zakazy, co znalazło odbicie w twórczości Abu Nuwasa, który u szczytu potęgi nowej religii pisał: „Pijmy wino, choć to zabronione”. Z kolei filozof Awerroes, któremu Zachód zawdzięcza odkrycie Arystotelesa dla średniowiecznej nauki, utrzymywał, że jego żadne zakazy nie mogą dotyczyć, bowiem u mądrego muzułmanina alkohol jedynie wyostrza zalety. Choć prohibicja miała nie obowiązywać dopiero w raju, to właśnie wybitny muzułmański alchemik Dżabir Ibn Hajjan wynalazł w VIII wieku proces destylacji, umożliwiający przygotowywanie mocniejszych trunków. Także Arabom zawdzięczamy samo słowo „alkohol”, które oznaczało miałki proch.
Piwo sprzed 5 tysięcy lat
Ale to, oczywiście, nie oni pierwsi warzyli alkohol. Pierwsze wiarygodne świadectwa produkcji pochodzą sprzed 8000 lat, z terenów dzisiejszych Chin. Pierwsza wyrafinowana „kultura alkoholowa” powstała na terytorium współczesnego Iranu 2500 lat p.n.e. Sumerowie rozróżniali osiem gatunków piwa jęczmiennego, tyle samo pszenicznego i trzy uzyskiwane z mieszanki zbóż. Napój spożywano wówczas przez słomkę. Od dzisiejszego piwa różnił się jednak znacznie. Przyrządzano go na bazie chleba bappir, do którego dodawano winogrona oraz miód. Dziś możemy nawet wypić trunek inspirowany przepisem zawartym w hymnie na cześć bogini Ninkasi, pierwszej opiekunki alkoholu. Ma 3,5 procent i smakuje podobnie jak cydr. Mniej więcej w tym samym czasie w Egipcie zaistniał podział, który znamy do dziś. Tzn. wino uznano tam za trunek elit, a piwo stało się napojem robotników. Ci, którzy pracowali przy budowie piramid, wypijali podobno 5 litrów piwa dziennie. Trzeba jednak pamiętać, że dla tej „armii pijaków” piwo było również głównym składnikiem pożywienia.
Ślady alkoholu znajdziemy także w pierwszych dziełach literackich, które przetrwały do naszych czasów, jak sumeryjski epos „Gilgamesz”, poematy Homera czy Biblia. Wielką rolę odegrał szczególnie w kulturze helleńskiej. Bez Dionizosa i towarzyszącej mu amfory z winem (z greckiego oin) nie powstałby teatr. Winne grona wielbili również rywale Greków – Persowie. Ich największy władca, Dariusz I, miał na grobie inskrypcję: „Zaiste, mogę wypić bezmiar wina i znieść to znakomicie”.
Właściwie we wszystkich kulturach alkohol odgrywał istotną rolę. W przypadku Majów świadczył o społecznym statusie, u Wikingów zajmował centralne miejsce, Anglosasi pili ku chwale upojenia, Aztekowie produkowali pulque z agawy (psuła się w ciągu jednej doby), a europejscy kolonizatorzy nie spotkali w Ameryce Środkowej ani jednego ludu, który „zadowoliłby się piciem samej wody”. Tylko Indianie i Aborygeni nie znali napojów wyskokowych, które zresztą przyczyniły się w dużej mierze do ich eksterminacji.
Pić naukowo
Długą historię mają też związki alkoholu z nauką. Trudno przecenić wpływ odkryć i wynalazków na technologię produkcji, a także na higienę. Hipokrates, ojciec medycyny, zalecał picie wina przy każdej niemal chorobie. Ludwik Pasteur był zwolennikiem tej samej teorii, a przy tym w 1862 roku odkrył, że to drożdże zmieniają cukry w winie i piwie w alkohol. Jeszcze w XIX wieku powszechnie uważano (zresztą nie bez racji, biorąc pod uwagę ówczesne standardy sanitarne), że picie wody prowadzi do pewnej zguby, alkohol posiada zaś własności lecznicze. Kiedy amerykański dentysta Henry Cogswell, który wzbogacił się podczas kalifornijskiej gorączki złota, ufundował w San Francisco fontanny z wodą pitną, okazało się, że nikt nie chce z nich korzystać i fontanny trzeba było rozebrać.
Niezwykle istotne dla technologii alkoholowej było odkrycie w 1771 roku dwutlenku węgla przez Josepha Priestleya, dzięki czemu w piwie i winach musujących mogły pojawić się bąbelki (w oryginalnym szampanie pochodzą one z drugiej fermentacji). Wcześniej, bo w wieku XII, święta Hildegarda z Bingen dodała do piwa składnik, bez którego trudno je sobie dziś wyobrazić – chmiel. Ten okazał się znakomitym konserwantem. Szekspir przedkładał nad nie lokalne ale, które zresztą w Anglii było bardziej popularne jeszcze na początku wieku XIX. Dopiero później rynek zdominował niemiecki lager. Szekspir nie znał jednak z pewnością wina butelkowanego, bo współczesną butelkę wymyślił dopiero w XVII wieku jego rodak Kenelm Digby, dyplomata, filozof i pionier archeologii. Dużo później, bo w latach 30. XX wieku pojawiła się puszka do piwa.
Rzymska trzeźwość i pijane średniowiecze
Przeciwnikami alkoholu byli za to Rzymianie, przynajmniej w czasach republikańskich. Jeszcze w II w. p.n.e. istniał kategoryczny zakaz obrzędów ku czci Bachusa. Jednak w ruinach Pompei odnaleziono aż 118 tawern, a w jednej z nich zachowała się znamienna uwaga klienta: „Bądź przeklęty, właścicielu, sprzedajesz wodę, a sam pijesz czyste wino”. Najwcześniejsza proza łacińska, jaka dotrwała w całości do dziś to „De agri cultura” Marka Porcjusza Katona, traktat poświęcony głównie hodowli winorośli, oparty na kartagińskim pierwowzorze. Początkowo Rzymianie produkowali tylko sześć gatunków wina, co przy pięćdziesięciu odmianach znanych Grekom wygląda mizernie. Ale już za czasów Nerona, którego uczty mogłyby równać się z na poły mitycznymi Dionizjami, znano blisko 200 gatunków.
Rzymianie pili więc sporo, ale dopiero „chrześcijańska Europa wynurzyła się z wczesnego średniowiecza jako kultura pijaków. Alkohol stał się niemal świętością. Każdy w Europie pił dzień w dzień i na ogół kilka razy dziennie” – pisze Gately. Alkohol stał się niezbędny alchemikom, towarzyszył każdej kuracji i wszystkim posiłkom, matki podawały go dzieciom. Już wówczas stał się on źródłem wielkich dochodów. W Burgundii uprawiano właściwie wyłącznie winogrona, a Bordeaux eksportowało do Anglii – jak podaje brytyjski historyk – około 20 tys. ton wina rocznie (czyli 20 milionów współczesnych butelek). Jeśli nawet liczba ta jest zawyżona, to nieznacznie. W XVI wieku w Anglii jeden pub przypadał na 187 mieszkańców.
U progu nowożytności upowszechniła się – dzięki arabskiej destylacji – wódka, którą nazywano wodą życia, czyli „aqua vitae” (stąd polska okowita, a także whisky, której nazwa wzięła się z gaelickiej wody życia, czyli „uisge beatha”). Nie dość, że nazywano ją szlachetnym terminem, to niektórzy lekarze utrzymywali, że leczy niezliczone choroby i zapewnia świetną pamięć. Gin pojawił się w wieku XVII – przywędrował z Holandii do Anglii, z którą jest kojarzony. Dużo później, bo w wieku XIX w Stanach Zjednoczonych upowszechniły się koktajle (ang. cock tail – ogon koguta). W Kentucky, jak pisze Gately, uważano wówczas, że śniadanie powinno składać się z trzech koktajli i miarki tytoniu.
Abstynencja, alkoholizm, prohibicja
W czasie reformacji protestanci i katolicy oskarżali się wzajemnie o nieuleczalne pijaństwo. Reformacja zniosła religijną wagę wina, ale nie była w stanie odwieść wyznawców od picia. Abstynencja była właściwie „wynalazkiem” wieku XIX. W latach 40. dziewiętnastego stulecia Amerykańskie Towarzystwo Antyalkoholowe miało już 1,5 miliona członków. Walt Whitman napisał nawet na zamówienie powieść antyalkoholową „Franklin Evans, czyli Pijak”, jednak – jak sam przyznał – stworzył ją w trzy dni i w dodatku w stanie nietrzeźwości. W 1872 roku w Wielkiej Brytanii wprowadzono ustawę koncesyjną, która – po raz pierwszy – ograniczała dostęp dzieci do alkoholu. Osobom do szesnastego roku życia nie wolno było już kupować alkoholu, poza piwem, które wciąż uchodziło za pokarm robotnika i trunek całkowicie niegroźny. Ledwie dwanaście lat wcześniej francuscy uczeni „odkryli”, że alkohol w dużych dawkach może zabijać.
Wódkę zdelegalizowali Sowieci, ale trwało to tylko do 1924 roku. Antyalkoholowe szaleństwo wkrótce ogarnęło Stany Zjednoczone. W 1919 roku w życie weszła Ustawa Volsteada. Prohibicja trwała czternaście lat i przyniosła znacznie więcej szkody niż pożytku: osłabiła tamtejszy przemysł, sprzyjała za to przemytnikom i gangsterom. Jak Amerykanie radzili sobie z brakiem alkoholu, świetnie obrazuje przykład noblisty Williama Faulknera. Autor „Wściekłości i wrzasku” nie tylko korzystał z usług przemytników, ale też w wannie przyrządzał gin, wlewając pięciogalonowe kanistry kubańskiego alkoholu i dodając odpowiednią ilość jałowcowej esencji dostępnej w pobliskim sklepie. Popyt w Stanach był tak wielki, że w 1929 roku liczba klubów nocnych (właśnie wtedy się pojawiły, podobnie jak nowy drink: martini) w Nowym Jorku była dwukrotnie wyższa niż za czasów saloonów i nielegalnych spelun przed prohibicją.
Alkohol w prozie Faulknera nie odgrywał wielkiej roli, ale zawdzięczamy mu m.in. takie arcydzieła, jak „Pod Wulkanem” Malcolma Lawry’ego (mescal) czy „John Barleycorn” Jacka Londona (whiskey). Przesiąknięta była nim także poezja symbolistów Baudelaire’a, Verlaine’a i Rimbauda, którzy w paryskich kawiarniach upijali się absyntem. Do tego ostatniego przyznawał się też Oscar Wilde. Dandys i mistrz paradoksów twierdził, że absynt doskonale pasuje do jego stylu.
Związki sztuki z alkoholem były niezwykle silne także w Polsce, czego przykładem może być już Jan Kochanowski, którego nie było stać co prawda na doskonałe wina węgierskie, ale sam trunek opiewał w swoich „Pieśniach”.
Uzależnienie to już wynalazek XX wieku. W starożytnej Grecji mówiło się raczej o słabości lub niezdolności do oparcia się pokusie i dopiero poprzednie stulecie ten stosunek do alkoholu zmieniło. W 1951 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała, że alkoholizm jest nie tylko ważną kwestią społeczną, ale i problemem medycznym. Nieco wcześniej (1936) Bill Wilson i Bob Smith założyli stowarzyszenie Anonimowych Alkoholików. Alkohol przez tysiąclecia uważany był za istotny składnik diety. Niegdyś stanowił główny napój ludzkości, bowiem woda nie nadawała się do picia i prowadziła do licznych chorób. Dziś podkreśla się raczej błogosławiony wpływ niewielkich ilości trunków na kondycję serca czy nerek.
Ogromne przemiany zaszły także na alkoholowej mapie świata. Najpopularniejszą whisky jest dziś japońska Suntory, którą reklamował aktor grany przez Billa Murraya w „Między słowami”, a najlepsze francuskie wina (tzn. oparte na francuskich gatunkach winogron) pochodzą z Kalifornii.
*
Tekst powstał na podstawie „Kulturowa historia alkoholu”, Iain Gately, przeł. Anna Kunicka, Aletheia, Warszawa 2011, s. 596.