Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

HITY 2011: Na ekranie. Kino światowe

1. „Drzewo życia”, reż. Terrence Malick 1. „Drzewo życia”, reż. Terrence Malick Cannes 2011 / materiały prasowe
W specjalnym świątecznym numerze Polityki zamiast cotygodniowych not recenzyjnych – próba podsumowania życia kulturalnego w kończącym się roku. Nasi krytycy przedstawiają swoje autorskie rankingi dzieł i wydarzeń. Tym razem pora na filmy zagraniczne, które zawojowały kinowe ekrany w 2011 roku.

1. Drzewo życia, reż. Terrence Malick, prod. USA. Zuchwały eksperyment niemający odpowiednika ani w amerykańskim, ani światowym kinie. Medytacja o rodzinnej tragedii (utracie dziecka) w połączeniu z rozważaniami o kierunku ewolucji Wszechświata, mitologicznej pamięci i o tym, co po nas jako gatunku pozostanie. Arcydzieło nagrodzone Złotą Palmą w Cannes.

2. Rozstanie, reż. Asghar Farhadi, prod. Iran. Wielopokoleniowy portret silnie zantagonizowanego społeczeństwa, któremu liczne podziały: wyznaniowe, klasowe, światopoglądowe oraz płciowe, uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Laureat festiwalu w Berlinie i oscarowy pewniak.

3. Pogorzelisko, reż. Denis Villeneuve, prod. Kanada. Skonstruowana na wzór antycznej tragedii przypowieść o miłości i nienawiści, która łączy i dzieli chrześcijan oraz muzułmanów. Proste środki prowadzą do niebanalnych konstatacji, a przejmujący finał nie daje spokoju długo po wyjściu z kina. Film był m.in. nominowany do Oscara, zebrał nagrody w Toronto i wygrał Warszawski Festiwal Filmowy.

4. Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia, reż. Apichatpong Weerasethakul, prod. Tajlandia. To nie jest baśń dla multipleksowej widowni. I chociaż obejrzała ją garstka, na pewno zapisze się w historii kina. Intrygujący esej filmowy o obcowaniu z duchami, równoległych światach oraz doświadczeniu śmierci. Graniczne wizjonerstwo, które wymyka się logice, magnetyzuje i porusza.

5. Jak zostać królem, reż. Tom Hooper, prod. Anglia, Australia. Koncertowy popis aktorstwa Colina Firtha w roli królewskiego strażnika cnót – księcia Alberta z Yorku oraz Geoffreya Rusha jako jego przyjaciela, psychoanalityka i uzdrowiciela. Na Oscary zasłużyli obaj, ale lepszy okazał się Firth.

Polityka 52.2011 (2839) z dnia 21.12.2011; Wydarzenia kulturalne 2011; s. 106
Reklama