Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Buntownik z powodu

Wywiad: Sean Penn dla POLITYKI

Sean Penn (na zdj. w środku). Rocznik 1960. Jeden z najwybitniejszych aktorów światowego kina. Także scenarzysta, reżyser, dziennikarz i działacz polityczny. Sean Penn (na zdj. w środku). Rocznik 1960. Jeden z najwybitniejszych aktorów światowego kina. Także scenarzysta, reżyser, dziennikarz i działacz polityczny. ITI Cinema / materiały prasowe
"Staram się pamiętać, kim jestem i skąd pochodzę. Gdy społeczeństwo daje sobie łatwo narzucić jakąś idiotyczną modę, można wstać i powiedzieć: pieprzcie się" - mówi Sean Penn, grający główną rolę w filmie „Wszystkie odloty Cheyenne’a”.
We „Wszystkich odlotach Cheyenne’a” zagrał rockowego gwiazdora na emeryturze pogrążonego w depresji.ITI Cinema/materiały prasowe We „Wszystkich odlotach Cheyenne’a” zagrał rockowego gwiazdora na emeryturze pogrążonego w depresji.

Janusz Wróblewski: – Mówiono o panu nowy James Dean, następca Marlona Brando. Jest pan jednym z nielicznych hollywoodzkich gwiazdorów, którzy mogą się poszczycić aż dwoma Oscarami. Świadomość, że osiągnęło się tak wiele, bardziej mobilizuje?
Sean Penn: – Przede wszystkim staram się być sobą. Lubię to, co robię i nie odpuszczam. Nie zabiegam o popularność. Nie obchodzi mnie, czy jeśli pokażę się w takim filmie lub w innym, widzowie pokochają mnie bardziej. Bycie grzecznym, dobrze ułożonym, lubianym w ogóle mnie nie interesuje. Niektórzy się dziwią, że zagrałem homoseksualistę w „Obywatelu Milku”. Mają do tego prawo. Jeżeli ktoś poczuje się teraz sprowokowany, że pokazuję się na ekranie w makijażu, w długich, czarnych natapirowanych włosach, to jego problem.

We „Wszystkich odlotach Cheyenne’a” gra pan rockowego gwiazdora na emeryturze pogrążonego w depresji, którego gryzie sumienie. Zna pan doskonale świat celebrytów. W jakimś stopniu ta wiedza przydała się przy budowaniu postaci?
Kluczem do zrozumienia artysty jest jego osobowość. Cheyenne’a, ekscentrycznego muzyka, z którym niegdyś koncertował Mick Jagger, bliskiego przyjaciela Davida Byrne’a, lidera zespołu Talking Heads, ukształtowały wczesne lata, zanim jeszcze stał się celebrytą. Czuł się niekochany, odtrącony przez ojca. Nie rozmawiał z nim przez trzy dekady. Na to nałożyła się późniejsza trauma, gdy zaczął się obwiniać o doprowadzenie do samobójstwa dwójki nastolatków. Jest to postać fikcyjna, zewnętrznie przypominająca Roberta Smitha, założyciela i frontmana grupy The Cure. Dość skomplikowana, jeśli weźmiemy pod uwagę również surrealistyczną z punktu widzenia bohatera misję odnalezienia niemieckiego zbrodniarza z czasów II wojny, którego obsesyjnie ścigał jego ojciec.

Polityka 11.2012 (2850) z dnia 14.03.2012; Kultura; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Buntownik z powodu"
Reklama