Kultura

Car muzyki

Walery Giergijew, artysta i biznesmen

Walery Giergijew jak bogów czci Szostakowicza, Strawińskiego, a przede wszystkim Prokofiewa. Walery Giergijew jak bogów czci Szostakowicza, Strawińskiego, a przede wszystkim Prokofiewa. Uppa/Photoshot / PAP
Dyrygent, dyktator, pracoholik. Ceniony zarówno w Rosji, jak i na Zachodzie. Żarliwy rosyjski patriota, w ostatnich wyborach wspierał Putina. Do warszawskiej Opery Narodowej Walery Giergijew przyjechał z „Wojną i pokojem” Prokofiewa.
„Wojna i pokój”, spektakl Teatru Rosyjskiego w inscenizacji Andrieja KonczałowskiegoN. Razina/Materiały prywatne „Wojna i pokój”, spektakl Teatru Rosyjskiego w inscenizacji Andrieja Konczałowskiego

W swoim teatrze, czyli w Maryjskim w Petersburgu, Giergijew ma stanowisko dożywotnie. Jurij Szwarckopf, dyrektor zarządzający Maryjskiego, powiedział „Guardianowi”, że kiedy szef nie jest za granicą, pracuje 18 godzin dziennie. Wychodzi około 3–4 rano, śpi parę godzin i wraca. Mówią na niego Abdullah i pod tym pseudonimem, jako dyktator o niespożytych ambicjach, występuje w satyrycznej powieści w stylu Bułhakowa zatytułowanej „Upiór w operze w mieście N”, napisanej przez dziennikarza Kiryła Szewczenkę, męża byłej śpiewaczki Maryjskiego Eleny Prokiny. Nikt z teatru nie powie pod nazwiskiem, że w tej powieści jest wiele prawdy.

W warszawskim teatrze poprowadził już wznowienia „Damy pikowej” i „Oniegina” Czajkowskiego, a rok temu premierę „Trojan” Berlioza. Tym razem przyjechał ze swoim zespołem, by pokazać „Wojnę i pokój” Prokofiewa, ważne dla niego dzieło. Nim właśnie zadebiutował w petersburskiej (wówczas leningradzkiej) operze w 1978 r., a w 1991 r. – w Stanach Zjednoczonych, w San Francisco. Dziś w nowojorskiej Metropolitan Opera piastuje specjalnie dla niego wymyślone stanowisko głównego dyrygenta gościnnego, jest szefem London Symphony Orchestra, a przy tym nie zwalnia tempa w swoim macierzystym teatrze.

Maryjski (nazwa od carycy Marii, małżonki Aleksandra II) tradycjami sięga głęboko w XIX w. Giergijew objął jego dyrekcję artystyczną w 1988 r., a od 1996 r. także naczelną. To zespół go wybrał, doceniając talent kogoś, kto jeszcze w czasach studenckich wygrał Międzynarodowy Konkurs Dyrygencki im. Herberta von Karajana. Karajan chciał zatrzymać go w Berlinie, ale władze sowieckie nie pozwoliły, więc Giergijew powrócił do Leningradu i rozpoczął pracę w tamtejszym teatrze (noszącym wówczas imię Kirowa). Szczęśliwie dla teatru.

Osetyjski Rosjanin

Urodził się w Moskwie, ale szybko ją opuścił. Jego ojciec, wojskowy, z pochodzenia Osetyjczyk (jak i matka), został przeniesiony do swojej ojczyzny, do miasta Władykaukaz, wówczas Ordżonikidze. Zmarł przedwcześnie; 14-letni Walery został głową rodziny. W przyszłości miał zająć się rodziną nader skutecznie. Starsza siostra Larissa, równie autorytarna jak brat, prowadzi przy Maryjskim Akademię Młodych Śpiewaków; poznaliśmy ją w Warszawie jako jurorkę Konkursu Moniuszkowskiego. Mąż młodszej siostry również pracuje w teatrze, a cała rodzina ma apartamenty w sąsiedztwie. Sam Giergijew ożenił się dopiero pod pięćdziesiątkę z Natalią Dżebisową, Osetyjką jak on, o 27 lat młodszą studentką tego samego Konserwatorium Petersburskiego, w którym i on studiował. Mają dwóch synów i córkę, ale ojciec nie ma dla nich wiele czasu.

Mimo przywiązania do korzeni jest żarliwym rosyjskim patriotą. Ukształtowany przez rosyjską kulturę i wspaniałego pedagoga Ilię Musina, zbudował potęgę Maryjskiego (i swoją własną) przede wszystkim dla rosyjskiej muzyki. Jak bogów czci Szostakowicza, Strawińskiego, a przede wszystkim Prokofiewa. Nikt nie zrobił dla nich, a także dla Czajkowskiego, Rimskiego-Korsakowa czy Musorgskiego tyle, co ten Osetyjczyk.

Zaraz po objęciu dyrekcji teatru wystawił pięć oper Musorgskiego. Później pokazał rosyjskie prawykonanie młodzieńczej, awangardowej opery Prokofiewa „Ognisty anioł”. Przywrócił do repertuaru „Lady Makbet mceńskiego powiatu” Szostakowicza, która swego czasu wywołała furię Stalina; wskrzesił „Święto wiosny” i „Wesele” Strawińskiego, niewykonywane w ZSRR.

Nie ograniczał się do muzyki rosyjskiej: wystawił np. Tetralogię Wagnera po raz pierwszy w Rosji od ponad 90 lat (później jeździł z nią od Cardiff w Walii po nowojorskie Lincoln Center). Wystawiał też Verdiego, ale do belcanta nie ma ręki. Woli Szostakowicza. Być może dlatego później, z London Symphony Orchestra, zabrał się za cykl symfonii Mahlera, który z kolei był bogiem twórcy „Lady Makbet”.

Teatr objął w czasach pierestrojki: ubóstwa, ale też otwarcia granic. Szybko więc przypomniał o sobie na Zachodzie i zaczął rozwijać karierę. A podniósłszy poziom teatru mógł już i z nim brylować w świecie. Świat kocha muzykę rosyjską i jeśli nawet słabo ją zna, z przyjemnością poznaje.

Tak więc z London Symphony Orchestra Giergijew wykonał cykl symfonii Prokofiewa, potem przyszła kolej na cykle Strawińskiego i Szostakowicza. W nowojorskiej Met wystawił szereg rosyjskich oper, w tym dzieła Amerykanom nieznane. A z Maryjskim gościł już na scenach Covent Garden, Opéra-Bastille, La Scali czy oper w Waszyngtonie i San Francisco.

 

 

Artysta i biznesmen

Wie, jak w dzisiejszych czasach odnieść sukces. Przede wszystkim trzeba mieć produkt na najwyższym poziomie. Ale też w świecie dominacji rozrywki i komercji należy poddać się jej prawom i umieć się wypromować. Artyści operowi mają nie tylko śpiewać, ale i wyglądać, pokazywać się w telewizji i kolorowych magazynach. Jemu więc karierę zawdzięczają gwiazdy obdarzone tyleż głosem, co aparycją, jak Anna Netrebko, Olga Borodina czy Dmitrij Chworostowskij. Docenił też, jak ważne są nagrania, i w 1989 r. podpisał kontrakt z Philipsem. Od kilku lat ma też wydawnictwo przy teatrze.

Jest pracoholikiem także w dziedzinie biznesu. Możnych sponsorów i wsparcie władzy teatr zawdzięcza jego kontaktom; dzięki nim powstał ostatnio drugi, ogromny gmach Maryjskiego. Te kontakty należy podtrzymywać i pielęgnować. Życie dyrygenta zatem zawieszone jest wręcz na telefonach komórkowych, których używa wszędzie: jedząc obiad, udzielając wywiadu, nawet prowadząc próbę. Wśród dziennikarzy mówi się, że wywiad z nim można spokojnie przeprowadzić tylko w samolocie, i to na trasach międzykontynentalnych. Snu prawie nie potrzebuje, ale wciąż wygląda na zmęczonego, z podkrążonymi oczami i charakterystycznym zarostem. Bywa, że sprawia takie wrażenie i na próbie (a często przyjeżdża tylko na jedną próbę; repertuar jest wcześniej przygotowany przez innego dyrygenta). Na koncertach jednak mobilizuje się i daje odczuć swą charyzmę.

Z orkiestrą Maryjskiego po raz pierwszy odwiedził Polskę w 2005 r., biorąc udział w Festiwalu Bałtyckim w Gdańsku. Potem był w Warszawie z Filharmonikami Wiedeńskimi (za których pulpitem również jest wielce pożądany) i z London Symphony Orchestra, a w Krakowie – z międzynarodową World Orchestra for Peace, na której czele również stoi od 1997 r.

Jednak jego kontakty z Polską nie dotyczą tylko występów. W 2005 r. zaproponował Mariuszowi Trelińskiemu przeniesienie do Maryjskiego jego inscenizacji „Madame Butterfly”, a potem – „Króla Rogera” z Wrocławia, którego w 2008 r. poprowadził w Petersburgu, a później na festiwalu w Edynburgu, z ogromnym sukcesem. Zaprosił też polskiego reżysera do inscenizacji dwóch jednoaktówek: „Aleko” Rachmaninowa i „Jolanty” Czajkowskiego; obie nie były tam grane od stu lat. Również dyrygował nimi, a wśród wykonawców znalazła się Anna Netrebko. Przyjęte kontrowersyjnie, jednak zostały pokazane też w Baden-Baden i zarejestrowane.

To nie koniec polskich związków Giergijewa. Maestro zachwycony „Królem Rogerem” uczynił w tym roku Szymanowskiego bohaterem cyklu koncertów z London Symphony Orchestra; najpierw w marcu i wrześniu w Barbican Center, potem wybierze się z tym repertuarem do różnych krajów.

W zeszłym roku został odznaczony złotym medalem Gloria Artis. Tego samego dnia poprowadził w Filharmonii Narodowej z Sinfonią Varsovią prawykonanie dzieła Krzysztofa Pendereckiego „Powiało na mnie morze snów”, napisanego na zwieńczenie Roku Chopinowskiego.

Autorytet i autorytaryzm

Giergijew nie dyryguje szczególnie efektownie, za to niezwykle efektywnie. Często bez użycia batuty mobilizuje muzyków przy pomocy nawet drobnych ruchów. Jego interpretacje są bardzo emocjonalne, co nie do każdej muzyki pasuje, ale robi wrażenie.

Jaki jest sekret jego sukcesu? Na pytania tego typu odpowiada: trzeba stając przed zespołem dać mu poznać swój autorytet. Dziennikarzowi „New York Timesa” tłumaczył, że Rosja jest wielkim krajem, więc łagodny głos brzmi tu zbyt słabo.

Często mówi się o związkach Giergijewa z Putinem; znają się jeszcze z czasów, gdy tamten był zastępcą mera Leningradu. Dyrygent zawsze twierdził, że przyjaźń to zbyt wielkie słowo, że po prostu wzajemnie się szanują i że Putin rozumie wagę kultury, a nieprawdą jest powtarzająca się uporczywie plotka, iż są wzajemnie ojcami chrzestnymi swoich dzieci (plotka, wraz z dementi, pokutuje w Wikipedii).

Po stronie polityki rosyjskiej stanął zdecydowanie w 2008 r. dając z orkiestrą Maryjskiego koncert w Cchinwali, stolicy Południowej Osetii, dawnej prowincji Gruzji, nad którą wojska rosyjskie przejęły kontrolę. W telewizyjnej transmisji powiedział wręcz: „Bez pomocy rosyjskich wojsk byłyby tysiące kolejnych ofiar. Jako Osetyjczyk jestem za tę pomoc wdzięczny mojej wielkiej ojczyźnie, Rosji”. Wykonał znamienny repertuar: V Symfonię Czajkowskiego oraz Symfonię „Leningradzką” Szostakowicza, dając do zrozumienia, że, tak jak Leningrad oblężony przez Niemców, Cchinwali padło ofiarą agresji ze strony Gruzji. Jego gest – jakże inny od wcześniejszych koncertów na rzecz Biesłanu – ostro krytykowała prasa zachodnia, pisząc, że artysta zatracił poczucie proporcji.

A co z Putinem? W ostatnich wyborach Giergijew znalazł się wśród pięciuset artystów wspierających go czynnie, obok Anny Netrebko, skrzypka Władimira Spiwakowa, altowiolisty Jurija Baszmieta czy pianisty Denisa Matsujewa. Nagrał reklamówkę umieszczoną na wyborczym kanale Putina na YouTube; mówi w niej, że gdy kiedyś podawał paszport na granicy amerykańskiej, czuł, że mogą się z nim nie liczyć, ale teraz już jest inaczej. Kiedy indziej powiedział: „Niewłaściwy człowiek na Kremlu oznacza pogrążenie kraju w chaosie”.

Autorytaryzmy się przyciągają.

Polityka 13.2012 (2852) z dnia 28.03.2012; Kultura; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Car muzyki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną