W swoim teatrze, czyli w Maryjskim w Petersburgu, Giergijew ma stanowisko dożywotnie. Jurij Szwarckopf, dyrektor zarządzający Maryjskiego, powiedział „Guardianowi”, że kiedy szef nie jest za granicą, pracuje 18 godzin dziennie. Wychodzi około 3–4 rano, śpi parę godzin i wraca. Mówią na niego Abdullah i pod tym pseudonimem, jako dyktator o niespożytych ambicjach, występuje w satyrycznej powieści w stylu Bułhakowa zatytułowanej „Upiór w operze w mieście N”, napisanej przez dziennikarza Kiryła Szewczenkę, męża byłej śpiewaczki Maryjskiego Eleny Prokiny. Nikt z teatru nie powie pod nazwiskiem, że w tej powieści jest wiele prawdy.
W warszawskim teatrze poprowadził już wznowienia „Damy pikowej” i „Oniegina” Czajkowskiego, a rok temu premierę „Trojan” Berlioza. Tym razem przyjechał ze swoim zespołem, by pokazać „Wojnę i pokój” Prokofiewa, ważne dla niego dzieło. Nim właśnie zadebiutował w petersburskiej (wówczas leningradzkiej) operze w 1978 r., a w 1991 r. – w Stanach Zjednoczonych, w San Francisco. Dziś w nowojorskiej Metropolitan Opera piastuje specjalnie dla niego wymyślone stanowisko głównego dyrygenta gościnnego, jest szefem London Symphony Orchestra, a przy tym nie zwalnia tempa w swoim macierzystym teatrze.
Maryjski (nazwa od carycy Marii, małżonki Aleksandra II) tradycjami sięga głęboko w XIX w. Giergijew objął jego dyrekcję artystyczną w 1988 r., a od 1996 r. także naczelną. To zespół go wybrał, doceniając talent kogoś, kto jeszcze w czasach studenckich wygrał Międzynarodowy Konkurs Dyrygencki im. Herberta von Karajana. Karajan chciał zatrzymać go w Berlinie, ale władze sowieckie nie pozwoliły, więc Giergijew powrócił do Leningradu i rozpoczął pracę w tamtejszym teatrze (noszącym wówczas imię Kirowa).