Od kiedy sięgamy pamięcią w przeszłość, ludzie dzielili się na lepszych i gorszych, wyżej i niżej postawionych, uprzywilejowanych i pokrzywdzonych. I wynikały z tego w historii różne, na ogół bolesne konsekwencje. Być może bardziej nośne byłoby przyjrzenie się sprawie od drugiej strony – poniżonych. Problem jednak w tym, że to nie ich umieszczano na monetach i olejnych obrazach, nie o nich układano pieśni, pisano wiersze i kręcono filmy, nie im budowano okazałe pałace i sarkofagi. Słowem, wystawę można by wówczas pomieścić w jednej niedużej salce.
A tak mamy ekspozycję co się zowie. Zwiedzającym uzmysławia to w katalogu wystawy prof. Antoni Ziemba: „Wiele jest mechanizmów stanowienia władzy poprzez sztukę. Mogą nimi być: Re-prezentacja jako uobecnienie, uosobienie i substytucja; sakralizacja wizerunku i apoteoza; reprezentacja jako przedstawienie mimetyczne, wzmożone przez multiplikację wizerunku; kommemoracja; mitologizacja, symbolizacja i alegoryzacja; rytualna ceremonializacja i instytucjonalizacja obrazu”. Nie ma żartów, szczególnie gdy wszystkie te sposoby zechce się zaprezentować w jednej ekspozycji.
Zgromadzenie około 500 obiektów robi wrażenie. Tym bardziej że organizatorzy już w tytule dali do zrozumienia, że na żadne kompromisy iść nie zamierzają. Prowadzają więc widza od mumii do haute couture. Od Etrusków po Ferrari. Z głębszym pochyleniem się – rzecz jasna – nad rodzimą kulturą, głównie magnacko-szlachecką, która wytworzyła własne, oryginalne standardy wywyższania jednych ponad drugich. Symboliczną wizytówkę całości stanowią postaci dwóch kobiet: wielkiej damy i osobowości kultury dworskiej XVIII w.