Liroy
Piotr Marzec, rocznik 1971
Dla niego rap w Polsce ma 30 lat – przyjechał do Kielc, w wakacje 1982 r., z disc jockeyem z Warszawy, który uległ namowom i pozwolił 11-latkowi zajrzeć do swojej walizki i puszczać samemu muzykę. – Na jednej z kaset był przebój „Rapper’s Delight” Sugarhill Gang. Odleciałem. Zabiłem ten utwór tamtego wieczoru.
– Nie będę ukrywał, że dużo ludziom we łbach mieszałem – mówi Liroy, który w latach 80. nagrywał, a potem rozdawał wśród znajomych z osiedla nagrywane przez siebie kasety. Wkrótce do Kielc, jak do Nowego Jorku, trafiły wszystkie elementy kultury hiphopowej – była sekcja breakdance’u, pojawili się grafficiarze. Ale ludzie wciąż pukali się w czoło, że można gadać zamiast śpiewać do muzyki. Liroy nagrał więc jako lokalny korespondent dla Rozgłośni Harcerskiej 40-minutową audycję o rapie, a w 1993 r., gdy dogorywał Jarocin i scena alternatywna, zorganizował w Kielcach duży festiwal, Rapmanię. – Ludzie mnie pytali: Co mamy, Liroy, robić? Skini nas ganiają! Odpowiadałem: Niedługo będzie nas tak dużo, że to inni mogą mieć problem z nami. Nie miało to brzmieć groźnie, tylko mówić o rozwoju branży.
Branża eksplodowała, gdy ukazał się „Alboom” – pół miliona sprzedanych płyt i utwór „Scyzoryk”, dzięki któremu rap z Kielc poznała cała Polska: „Czas powiedzieć prawdę powiedzieć tak jak jest/W kraju latających noży numerem jeden jest rap/Bo o nim tak naprawdę mowa/Czarny rytm i dosadne słowa”.