Co się stało? Już od kilku lat opera podlegająca Urzędowi Marszałkowskiemu dostawała coraz mniejszą dotację z powodu gigantycznego janosikowego, które Mazowsze płaci na rzecz innych województw. Jeszcze w 2007 r. otrzymała 27 mln zł; w tym roku niemal dwa razy mniej: 14,8 mln. Początkowo miało to być 19 mln zł i na tej podstawie powstały plany artystyczne. Jednak Urząd Marszałkowski z powodu własnej niekompetencji (zaplanowanie przychodów z prywatyzacji Kolei Mazowieckich, które nie mogą zostać sprywatyzowane, gdyż otrzymały dotację unijną) musiał w marcu ściąć budżet. W efekcie wszystkim instytucjom kultury zmniejszył dotacje o 8–15 proc., natomiast WOK – aż o 23,5 proc. W tej sytuacji dyrektor odwołał Festiwal Mozartowski; przywrócił go, gdy urząd obiecał dać większą ratę na pierwszą połowę roku, by ocalić imprezę. Od jesieni zaś opera przestanie działać – skończą się pieniądze.
Dzięki akcjom muzyków (apel do ministra kultury o przejęcie, podpisany przez 20 tys. osób; Noc Mozarta i „Requiem” wykonane przed ministerstwem) chyba każdy warszawiak już wie, co to WOK i dlaczego ma kłopoty. Tymczasem 6 marca, a więc jeszcze przed ścięciem budżetu, rozpoczęła się w operze rutynowa coroczna kontrola. Poprzednio urząd nie wyrażał zastrzeżeń. Nazajutrz po „Requiem” – to chyba nieprzypadkowa zbieżność – Urząd Marszałkowski przekazał mediom wyniki kontroli (nie informując o nich WOK), których efektem ma być dyscyplinarne zwolnienie dyrektora Sutkowskiego „z powodu naruszenia podstawowych obowiązków”.
Marszałek Adam Struzik, traktując w ten sposób twórcę instytucji, któremu dopiero co wysyłał list gratulacyjny z okazji półwiecza WOK (a który zresztą sam z końcem marca podał się do dymisji), wykazał totalny brak klasy.