Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Klątwa pierwszej książki

Wybitne debiuty literackie lat 90.

Wielkie znaczenie nowych książek w latach 90. było związane z wyjątkowym głodem debiutów, całe pokolenie wkraczające wtedy do literatury miało świetną koniunkturę. Wielkie znaczenie nowych książek w latach 90. było związane z wyjątkowym głodem debiutów, całe pokolenie wkraczające wtedy do literatury miało świetną koniunkturę. Foto Channels
Adaptację „Madame” Antoniego Libery, głośnej powieści lat 90., możemy oglądać w Teatrze Na Woli. Warto przypomnieć inne słynne książki – wybitne debiuty tamtego czasu. Autorom trudno było już potem powtórzyć ten sukces.
Paweł HuelleGrzegorz Dąbrowski/Agencja Gazeta Paweł Huelle
Tomek TryznaMichał Gmitruk/Forum Tomek Tryzna
Manuela GretkowskaLeszek Zych/Polityka Manuela Gretkowska
Antoni LiberaKrzysztof Serafin/Forum Antoni Libera

Lata 90. były czasem wielkich oczekiwań. Zmiana systemu politycznego rozbudziła nadzieje na wielkie przemiany w literaturze. Czekano na nowe nazwiska i, rzeczywiście, kilka debiutów zyskało rozgłos. Przede wszystkim oczekiwano, że literatura opowie i wyjaśni naszą przeszłość i teraźniejszość. Że pojawia się nowe „Przedwiośnie”, opowieść o dochodzeniu do wolności. Liczono, że literatura wyrazi „ducha czasu” i kilku powieściom, uznali krytycy, rzeczywiście to się udało.

Jednocześnie autorzy poczytnych książek sięgali po gatunki literatury popularnej: thriller, kryminał, romans, żeby opowiedzieć historię całkiem poważną. Wielkim sukcesem była „Panna Nikt” Tomka Tryzny, „Weiser Dawidek” Pawła Huellego, pierwsze książki Manueli Gretkowskiej czy właśnie „Madame” Antoniego Libery. Choć „Weiser Dawidek” ukazał się w 1987 r., a „Madame” w 1997 r., obie należą do tej samej epoki.

Wszystkie te książki łączy atmosfera tajemnicy. Sami wkraczaliśmy wtedy w nieznaną, nową rzeczywistość, niosąc ze sobą zagadki z przeszłości. I o tym opowiadała literatura.

Wszyscy szukamy Weisera Dawidka

Zdaniem wielu krytyków późny debiut Pawła Huellego rozpoczął nową epokę. „Czy nie jest więc po prostu tak, że w postaci Weisera autor złożył, jak w szkatułce, to wszystko, co jest tęsknotą Polaków: ucieczkę od głupoty, tyranii, terroru zbiorowości i z drugiej strony – mądrość, sprawność działania, dobroć i swoiste poczucie humoru? Możemy ujrzeć w tym zbiorze cechy geniuszu żydowskiego, który – wygnany z Polski – odciska się do dziś na nas piętnem jakiejś niedostateczności czy braku. Ale to też tylko jedna z wielu możliwych wykładni, jaką przydać możemy naszym nieukojonym lękom i niezaspokojonym potrzebom. Jeśli tak, to przecież wszyscy i wszędzie szukamy Weisera Dawidka” – pisał Jerzy Jarzębski w 1990 r.

Ta powieść wywołała nie tylko zachwyty – część krytyków widziała w niej powtórkę z książki „Kot i mysz” Grassa. Huelle bronił się i twierdził, że książki mogą ze sobą dialogować, że literaturę tworzy się z literatury. Bohater jego powieści, Dawid Weiser, najpierw pozwolił rówieśnikom wejść do swojego świata, uczestniczyć w eksperymentach, potem zniknął na zawsze, zostawiając ich z nierozwikłaną zagadką. Działo się to w 1957 r., po latach narrator powrócił do swojego śledztwa. Kim był Weiser Dawidek? – zastanawiał się i narrator, i czytelnicy.

Odpowiedzi padały rozmaite: może był małym Mesjaszem, skoro narrator pisał jego ewangelię? Wedle innych interpretacji Weiser, wyznawca wolności, strzelający do wizerunków dyktatorów, był uosobieniem ducha Solidarności, a Huelle pokazał mityczne korzenie ruchu wolnościowego, który narodził się w Gdańsku. Inni pisali o buncie przeciw dorosłym czy o buncie jednostki wobec zbiorowości. Tajemnica Weisera wymykała się jednoznacznym odczytaniom. Nikt nie miał wątpliwości, że powieść Huellego przede wszystkim mówi o młodzieńczym odkrywaniu tajemnicy. Podobnie jak „Panna Nikt” Tryzny.

W cieniu dorastających dziewcząt

Powieść Tryzny ukazała się w 1994 r. w nakładzie 1000 egzemplarzy. To był również późny debiut. Najpierw pojawiło się kilka entuzjastycznych recenzji, ale to zachwyt Czesława Miłosza, a później Andrzeja Wajdy zdecydowały o sukcesie. Powieść miała kolejne wydania i sprzedała się w ponad 40 tys. egzemplarzy. Tryzna stał się zakładnikiem swojego sukcesu – już żadna następna jego książka nie spotkała się z takim odzewem. Czytelnicy mówili, że 460 stron czyta się jednym tchem i rzecz ma siłę narkotyczną. Budziła podobne emocje jak „Weiser Dawidek”, od zachwytu po lekceważenie.

U Tryzny wchodzimy w świat dorastających dziewczynek. Marysia, 14-latka ze wsi, jest kuszona przez demony wielkiego świata. Jeden z nich nazywa się Kasia, i uosabia sztukę, twórczość, drugi to Ewa, dziewczyna, która otwiera przed Marysią świat zmysłów. Panna Nikt musi wybrać właściwą drogę. Czytano tę książkę jako powieść psychologiczną o dorastaniu, ale też jako ostrzeżenie. Odnajdywano też w niej scenariusz inicjacyjny, opowieść o wtajemniczeniu. W infantylno-demonicznym świecie dorastającej dziewczynki współistnieje piżamka w serduszka i eksperymenty sadomaso. Pełno tu kiczowatych wyobrażeń, bo też dwie dziewczyny przynależą do świata kultury masowej.

Jednak w wielu interpretacjach powtarzało się zdanie, że żadna z powieści współczesnych nie prowadzi czytelnika tak daleko w głąb świadomości i nieświadomości bohatera. Przed Marysią, dziewczynką wychowaną w bezrefleksyjnej religijności, otwierają się przestrzenie doświadczeń wewnętrznych, których nie jest w stanie ogarnąć, wolność ją przeraża, nie może jej podołać. Powieść kończy się samobójczym skokiem.

Ta opowieść o świecie wewnętrznym człowieka dotykała jednocześnie lęków tamtego czasu: mówiła o groźnej wolności, o kuszącym poznaniu, które przynosi nowa rzeczywistość. Wtedy taka niedorosła bohaterka, która się przeobraża, i nie wiadomo, kim się stanie w przyszłości, mogła wydawać się wielu czytelnikom bliska. Dziewczynka Tryzny stała się symboliczną bohaterką lat 90.

Bagietka i perwersje

Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, co było modne w tamtym sezonie – odpowiedzi udzielą wczesne książki Manueli Gretkowskiej („My zdies’ emigranty”, „Tarot paryski”, „Kabaret metafizyczny”). Stworzyła swój gatunek: quasi-powieść, quasi-esej, w którym pojawiały się wątki okultystyczne (tarot, magia, kabała), erotyczne i filozoficzne. Jeden z krytyków dostrzegł u niej ścieżkę wtajemniczenia między „szminką a puderniczką”.

U Gretkowskiej miesza się groteska i parodia, kabała i nauki tajemne, bagietka i perwersje seksualne, wszystko staje się cytatem, aluzją. Autorka mnoży magiczno-erotyczne paradoksy typu mleczna pierś Madonny i trupia czaszka. Wszystko jest równie ważne lub nieważne – tak jak w kulturze masowej.

W książkach Gretkowskiej jednak znajdziemy też autoironiczny dystans i żywioł zabawy. Tego wszystkiego zabrakło w innym głośnym debiucie. Małgorzata Saramonowicz, autorka „Siostry”, wpadła na pomysł, by połączyć w książce monolog wewnętrzny pogrążonej w śpiączce kobiety w ciąży z monologiem karalucha. Wszystko służy tu jednak tylko uatrakcyjnieniu zagadki kryminalnej. Tak powstał „kryminał psychoanalityczny”, który stał się głośny nie za sprawą samej książki, lecz promocji. Był to pierwszy taki przypadek w latach 90. Dzięki umiejętnie przygotowanej kampanii promocyjnej (m.in. książkę objęła patronatem „Gazeta Wyborcza”) udało się sprzedać około 10 tys. egzemplarzy „Siostry”. „Tygodnik Powszechny” pisał wtedy, że „choć z całą pewnością książka ta nie jest propozycją ważną dla krytyki literackiej – mamy do czynienia z przeciętnym »czytadłem« – sposób jej sprzedaży wskazuje kierunek rozwoju rynku książki – konieczność spektakularnego nagłośnienia pojawiającego się na nim nowego tytułu”.

Wzniosłe tęsknoty

Antoni Libera zadebiutował powieścią „Madame”, wygrywając konkurs wydawnictwa Znak w 1997 r. Książka natychmiast zyskała wielką popularność, przełożono ją na 20 języków i przekroczyła łączny nakład 100 tys. egzemplarzy. Podtytuł „Romans edukacyjny” odnosił się do przedstawionej w niej historii fascynacji piękną nauczycielką francuskiego.

Tytułowa Madame nosiła kostiumy, jedwabne bluzki, broszki i starą biżuterię, przypominała niedostępną i zimną Królową Śniegu, czym wyróżniała się na tle siermiężnej polskiej szkoły lat 60. Była obiektem adoracji szkolnych kolegów bohatera (a zarazem narratora powieści), ale tylko on, potajemnie zakochany, podjął śledztwo, chcąc się wszystkiego o niej dowiedzieć. Poznał nie tylko tragiczną historię jej rodziny (rodzice zginęli, ojciec zabity przez UB w więzieniu), jej marzenie, żeby wrócić do Francji (gdzie się urodziła), ale przede wszystkim ważne dla niej książki i wiersze. Zaczął oplatać ją siecią swojej wiedzy, dając jej rozmaite znaki. Ale efekty nie były takie, jakich oczekiwał.

Z czasem okazuje się, że chodziło nie tylko o zdobycie Madame, o młodzieńczą miłość – bohater (którego imienia nie poznajemy) śladem Madame trafia w krąg kultury francuskiej, w inny świat, o którym marzył. Oglądając „Fedrę” Racine’a, dostrzega, że ta sztuka mówi też „o jego biedzie”, i potem, na jej kanwie, snuje fantazje z Madame i sobą w rolach głównych.

„Jej życie bowiem dla mnie uobecniało mit – owo »kiedyś«, »gdzie indziej«, epokę i świat herosów, o których marzyłem i śniłem, do których aspirowałem i pragnąłem nawiązać, z którymi jednak, niestety, wciąż nie mogłem się spotkać. Była i »niegdyś« i »tam«, przedłużeniem Przeszłości i przybliżeniem Dali; czasoprzestrzenią Legendy. Była materią, z której mogła powstać Opowieść”.

Okazuje się, że spełnienie może przynieść nie tyle spotkanie z Madame, ile twórczość. Bohater uświadomił sobie, kim chce się stać. „Madame” Libery była czytana jako powieść o wolności, o melancholii albo o sztuce, która jest jedyną możliwością spełnienia tęsknoty za rzeczywistością.

Libera ożywił też mit Francji, mocno w Polsce zakorzeniony. Pokazał w tej książce wielką tęsknotę za rzeczywistością zza żelaznej kurtyny, którą dobrze znali jego czytelnicy. Mogli zobaczyć swoje marzenia z niedalekiej przeszłości, w dodatku uwznioślone (bo też powieść Libery miejscami jest wręcz patetyczna). W tej książce, inaczej niż w prozie tamtego czasu, znakami lepszego świata nie są kolorowe produkty z Peweksu, tylko sztuka: książki po francusku w gabinecie Madame, obrazy Picassa czy właśnie „Fedra” Racine’a.

Bohater w zawieszeniu

Wszystkie te książki łączy coś jeszcze – w latach 90. pojawił się w literaturze bohater o zaburzonej tożsamości. Nie wystarczyło już powiedzieć, że jest Polakiem, trudno go zaklasyfikować, bardzo często był znikąd, w drodze, w zawieszeniu. Takiego bohatera znajdziemy i u Gretkowskiej, i w wielu książkach Olgi Tokarczuk. Kłopot z tożsamością miała bohaterka Tryzny i bohater Libery, i wielu, wielu bohaterów książek, które ukazały się w następnych latach. To właśnie wtedy został zasiany niepokój.

Nadzieje z lat 90. były tak wielkie, że oczywiście nie mogły zostać spełnione. Nie pojawiały się arcydzieła, których się spodziewano. A z biegiem czasu przestaliśmy czekać na arcydzieła, a zaczęliśmy – na bestsellery. Wszystko dlatego, że przełom dokonał się przede wszystkim w sferze rynku. Zamiast kultury przełomowej, nastała kultura masowa, która zaczęła kształtować potrzeby i gusta czytelników.

Wielkie znaczenie tamtych książek w latach 90. było związane też z wyjątkowym głodem debiutów, całe pokolenie wkraczające wtedy do literatury miało świetną koniunkturę. W następnej dekadzie tylko jeden debiut przyciągnął taką uwagę mediów i czytelników – „Wojna polsko-ruska...” Doroty Masłowskiej. Fenomen popularności tamtych powieści był związany z niezwykłym splotem oczekiwań czytelników, nadziei związanych z literaturą i ambicji pisarzy. Choć oczywiście można się spierać, czy Huelle, Gretkowska albo Tryzna napisali coś lepszego od tych pierwszych swoich książek. Wtedy dyskutowali o tych powieściach wszyscy. Dziś trudno sobie taką sytuację wyobrazić. Podobnie jak trudno sobie wyobrazić nakłady, w jakich sprzedawały się wówczas polskie książki: kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy, podczas gdy teraz kilka tysięcy jest dobrym wynikiem.

W kolejnych latach literatura przesunęła się gdzieś na margines zainteresowań społecznych, taki entuzjazm czytelników i taka temperatura debat już się nie powtórzyły. Warto więc sobie przypomnieć czasy, kiedy książki nieznanych autorów wywoływały gigantyczną burzę i kiedy czekało się na nowe powieści w takim napięciu, jak dziś czeka się na nowy model iPada.

Polityka 29.2012 (2867) z dnia 18.07.2012; Kultura; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Klątwa pierwszej książki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną