Aparat do uwodzenia
Wybitny brytyjski fotograf D. Bailey o kobietach i sztuce
Kamilla Staszak: – Chyba powinniśmy zacząć od legendy Londynu lat 60.
David Bailey: – Dziś wszyscy o tym mówią, jakby Londyn z tamtych czasów był nie wiadomo czym. A to była zaledwie garstka ludzi. Może 300 osób. Może 500. Nie więcej.
Wpłynęli na cały świat!
To, co wymyślili, szybko stało się maszynką do robienia pieniędzy, a Londyn – rodzajem parku rozrywki. Przyjeżdżało się tu popatrzeć na dziwadła z tamtego okresu, który zresztą chyba nigdy się nie skończył. Ludzie zawsze tęsknią za czasami, które minęły, gdyż wydaje im się, że były bardziej interesujące niż teraźniejszość. Najbardziej interesujące w latach 60. było to, że po raz pierwszy w historii Wielkiej Brytanii ludzie z klasy robotniczej dostali głos i mogli zmieniać kulturę, co wcześniej nie było możliwe.
Dlaczego?
Jak nie miało się odpowiedniego brytyjskiego akcentu z klasy wyższej, nie można było nawet marzyć o dostaniu się do pewnych zawodów. Z moim cockneyem, akcentem z nizin, mógłbym wcześniej naprawiać aparaty fotograficzne, ale nie zajmować się fotografowaniem mody.
W jaki więc sposób udało się panu podbić snobistyczny światek mody?
Byłem przystojniakiem i potrafiłem uwodzić.
Podrywał pan redaktorki „Vogue’a”, żeby zdobyć zlecenia na zdjęcia?
To one mnie kokietowały. Oczywiście uroda pomogła nie tylko mnie. Myśli pani, że Audrey Hepburn zrobiłaby karierę, gdyby wyglądała jak buldog?
Pan jest najsłynniejszym człowiekiem, który tamte czasy uwiecznił na zdjęciach.
Sława mija. Czy ktoś pamięta wybitnego fotografa z epoki wiktoriańskiej?
Christopher Booker, który w latach 60.