Nawet schody były zajęte. Ale nie była to publiczność typowa – zero osób z biletem, wchodziło się wyłącznie na zaproszenia. Trafiły one do miejscowych elit politycznych, kulturalnych, do osób mniej lub bardziej bliskich teatrowi oraz rodzinie Wałęsów. Na spektakl przyszła też dwójka dzieci Danuty i Lecha – Bogdan, najstarszy syn, oraz Magdalena, najstarsza z córek. Krótko mówiąc – mieliśmy do czynienia przede wszystkim z wydarzeniem towarzyskim.
Bohaterka wieczoru była zadowolona. – Ja nie chciałam, żeby ona mnie grała. Ja chciałam, żeby ona odegrała, ale żeby nie grała mnie. Udało się – tak Danuta Wałęsa na gorąco komentowała rolę Jandy. Jednak osoby zaprzyjaźnione z Wałęsami od lat dostrzegły między obiema Danutami – tą realną i tą sceniczną – głębsze różnice. Krzysztof Pusz, były szef gabinetu prezydenta RP Lecha Wałęsy, zna Danutę od 1984 r. Żona Pusza należy do grona jej najbliższych przyjaciółek. – Żonie się podobało – relacjonuje Pusz – mnie zresztą też, chociaż uważam, że postaci stworzonej przez Jandę brak energii, jaką ma Danka. Jest impulsywniejsza, szybka, energiczna. Danusia na Lecha potrafiła huknąć, zrugać, i to ostro, o różne rzeczy. Zresztą nie tylko jego.
Przywołuje różne sytuacje. Rok 1989 – spotkali się w domu Wałęsów na Polankach. Lech pyta: co my będziemy teraz robić, jak tych esbeków, którzy nas pilnowali, nie będzie? Pusz na to: pójdziemy na dziewczyny. Do dziś pamięta, jak Danuta naskoczyła na niego za ten żart. – Lechu jest emocjonalny, łzy mu się czasem pokażą – opowiada. – Danka jest bardzo twarda. Pewnie czasem łzę uroni, ale nikt tego nie widzi.
Ktoś wspomina Polanki i Danutę bezceremonialnie traktującą ówczesnych ministrów: dajcie spokój z gadaniem, koniec zabawy, Lechu poszedł spać. Bo w domu rządziła ona. On podporządkowywał się jej decyzjom.
Dlatego Janowi Zarębskiemu, biznesmenowi, byłemu marszałkowi województwa pomorskiego, znającemu Wałęsów od 1989 r., bliższa jest Danuta z audiobooka czytanego przez gdańską aktorkę Dorotę Kolak. – Wałęsowa mogła się złościć, ale bezradna nigdy nie była – stwierdza Zarębski. – Zdecydowana, nieraz szorstka, bardzo wymagająca w stosunku do otoczenia, bezpośrednia. Janda chyba za bardzo chciała ją przybliżyć do przeciętnej gospodyni domowej. Ona była gospodynią domową, ale z bardzo silną osobowością. Między nią a mężem był rodzaj symbiozy.
W książce i monodramie Danuta jest osobą izolowaną od polityki, kimś, komu burzy ona spokojne życie. Jerzemu Trzcińskiemu, który Danutę poznał na początku lat 80., jeszcze w mieszkaniu na Stogach, „Marzenia i tajemnice” bardzo się podobały, bo wywołały falę wspomnień. – Ale zupełnie się nie zgadzam – powiada Trzciński – że Danusia stała z boku polityki, że nie włączała się do rozmów. I często gęsto korzystano z jej rad, tylko ubierano je w inne słowa. Przychodzili Michnik, Kuroń, czasem, żeby Lecha przekonać, mówili: Danka przyznała nam rację.
Wielu stałych gości Polanek zastanawia się, czy pani Danuta faktycznie wszystko odbierała tak, jak wynika z jej autobiografii. Czy cały czas czuła się niedowartościowana, czy dopiero w ostatnich latach, kiedy dzieci wyfrunęły z gniazda, a mąż stał się komputerowym maniakiem? Teresa Zarębska, żona Jana, bizneswoman, wolałaby w finale monodramu zobaczyć nie Danutę trzepiącą poduszki, tylko tę, do której tłumy walą po autografy – Danutę odmienioną, dowartościowaną przez sukces. Rzeczywiście, wszystko to, co się dzieje od roku wokół Danuty Wałęsy, wydaje się bogatszą materią na książkę, sztukę czy film niż opowieści z „Marzeń i tajemnic”.
Gdańska widownia na niektóre kwestie scenicznej Danuty dotyczące męża reagowała śmiechem. A gdyby tak Lech Wałęsa złamał swą żelazną zasadę, że o sprawach domowych nie opowiada publicznie?