Przez ostatnich kilkanaście miesięcy najlepszych muzyków jazzowych młodego pokolenia można było znaleźć w miejscach dość nietypowych. Marcin Masecki zagrał na festiwalu Nostalgia, a potem wydał na płycie swoją – równie nietypową – interpretację „Sztuki fugi” Bacha. Wykonywał też sonaty Scarlattiego. Wacław Zimpel skomponował i wykonał – wspólnie z gośćmi z zagranicy – poruszającą muzykę do wierszy Krystyny Miłobędzkiej, zawieszoną ponad gatunkowymi podziałami, czerpiącą zarówno z jazzu, jak i muzyki współczesnej czy wreszcie japońskiej tradycji. Wszystko na zamówienie teatralnego (przede wszystkim) Malta Festival. Rewelacyjny Hubert Zemler, zamiast na kolejnym festiwalu jazzowym, występował na krakowskim Unsoundzie, poświęconym głównie nurtom elektronicznym. W dodatku jego perkusyjny koncert solo stał się jednym z goręcej komentowanych momentów całej imprezy.
Możemy do tego dodać ich starszego kolegę Mikołaja Trzaskę we wzruszającym koncercie kwartetu klarnetowego Ircha na krakowskim Festiwalu Kultury Żydowskiej (z Zimplem w składzie) albo grającego muzykę z „Róży” w trakcie katowickiego Off Festivalu. I wreszcie grupę Levity, oklaskiwaną na tej samej imprezie. Zaczynali jako dość tradycyjne trio jazzowe, dziś są kolejnym łącznikiem między jazzem a sceną alternatywną.
Ucieczka w surfing
Zjawisko nie jest nowe. Właściwie ma już około 20 lat – tyle, co scena yassowa skupiona wokół Miłości, Mazzoll&Arhythmic Perfection, Trytonów, a potem Łoskotu. Oni wszyscy tworzyli środowisko pogranicza, które skupiało muzyków zawiedzionych zachowaniem krajowego establishmentu w jazzie i przyciągało publiczność ambitnego rocka czy nowej fali.