Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

"Miłość" jako sensacja

Oskarowe nominacje: i Spielberg, i Haneke

12 nominacji dla „Lincolna” Stevena Spielberga to żadna niespodzianka. Po serii mniej udanych realizacji król Hollywoodu nakręcił wreszcie solidne, poważne widowisko historyczne, co nie mogło ujść uwadze lojalnym członkom Akademii.

Sensacją jest natomiast docenienie wyjątkowo ambitnej, antyhollywoodzkiej „Miłości” austriackiego prowokatora Michaela Hanekego (5 nominacji). Bolesny film o umieraniu, eutanazji, bezsilności starych ludzi wobec choroby i śmierci zawędrował tak wysoko chyba tylko dlatego, że średnia wieku akademików zbliża się do tej pokazanej na ekranie. Na ogół bergmanowskie, kameralne, pozbawione happy endu filmy z Europy są pomijane jako zbyt trudne. Gorzkie przesłanie filmu najwyraźniej jednak zadziałało.

O wielkim kredycie zaufania może mówić Benh Zeitlin - reżyser debiutant, autor niezależnej produkcji odkrytej na festiwalu w Sundance „Bestie z południowych krain”, nominowanej m.in. w kategorii najlepszy film. To niecodzienne osiągnięcie dramaturgiczne i plastyczne, udana, skromna próbka stworzenia z niczego magicznego realizmu w kinie. Film mówiący o walce małej dziewczynki o godne życie u boku ojca-pijaka w świecie bez nadziei pokonał na przykład w kategorii reżyserskiej takich faworytów, jak Paul Thomas Anderson czy Quentin Tarantino.

Dobrym zwyczajem najmodniejsze rozrywkowe superprodukcje, o których media z całego świata rozpisują się w tonie kategorycznej egzaltacji (batmany, spidermany, hobbity itd.) zostały zepchnięte do drugiej ligi, czyli kategorii technicznych. Ich miejsce zajęły kostiumowe widowiska w rodzaju „Les Miserables. Nędzników” i „Życia Pi” – starających się łączyć spektakl z głębszymi ambicjami artystycznymi.

Spośród bardziej myślących propozycji na uwagę zasługuje stosunkowo mocna pozycja filmów na temat historii Stanów Zjednoczonych – tej najnowszej („Operacja Argo”, „Wróg numer jeden”, „Mistrz”) i dawniejszej („Lincoln”).

Reklama