Sensacją jest natomiast docenienie wyjątkowo ambitnej, antyhollywoodzkiej „Miłości” austriackiego prowokatora Michaela Hanekego (5 nominacji). Bolesny film o umieraniu, eutanazji, bezsilności starych ludzi wobec choroby i śmierci zawędrował tak wysoko chyba tylko dlatego, że średnia wieku akademików zbliża się do tej pokazanej na ekranie. Na ogół bergmanowskie, kameralne, pozbawione happy endu filmy z Europy są pomijane jako zbyt trudne. Gorzkie przesłanie filmu najwyraźniej jednak zadziałało.
O wielkim kredycie zaufania może mówić Benh Zeitlin - reżyser debiutant, autor niezależnej produkcji odkrytej na festiwalu w Sundance „Bestie z południowych krain”, nominowanej m.in. w kategorii najlepszy film. To niecodzienne osiągnięcie dramaturgiczne i plastyczne, udana, skromna próbka stworzenia z niczego magicznego realizmu w kinie. Film mówiący o walce małej dziewczynki o godne życie u boku ojca-pijaka w świecie bez nadziei pokonał na przykład w kategorii reżyserskiej takich faworytów, jak Paul Thomas Anderson czy Quentin Tarantino.
Dobrym zwyczajem najmodniejsze rozrywkowe superprodukcje, o których media z całego świata rozpisują się w tonie kategorycznej egzaltacji (batmany, spidermany, hobbity itd.) zostały zepchnięte do drugiej ligi, czyli kategorii technicznych. Ich miejsce zajęły kostiumowe widowiska w rodzaju „Les Miserables. Nędzników” i „Życia Pi” – starających się łączyć spektakl z głębszymi ambicjami artystycznymi.
Spośród bardziej myślących propozycji na uwagę zasługuje stosunkowo mocna pozycja filmów na temat historii Stanów Zjednoczonych – tej najnowszej („Operacja Argo”, „Wróg numer jeden”, „Mistrz”) i dawniejszej („Lincoln”).