Kłopot rozpoczyna się już na poziomie definicji, bo jednej nie ma. Autorzy i wydawcy określają je mianem artbooków, artist booków, alternatywnych narracji artystycznych, a w przypadku książek fotografów niebędących monografiami – fotobooków. Niestosowny jest podobno tylko termin „książka artystyczna”. Honza Zamojski, artysta i właściciel wydawnictwa Morava Books, gdy słyszy to określenie, zgrzyta zębami: – Książka artystyczna kojarzy mi się z jakimiś fanaberiami zrobionymi z liści czy innych niestandardowych materiałów, obiektem w jednym egzemplarzu pokazywanym na wystawie. Jeśli chodzi o materiał, książki, które wydaję, są tradycyjne. Tylko ich zawartość już nie.
Żartuje, że najlepiej byłoby je nazwać „książkami niepotrzebnymi”, bo w Polsce czytelnicy przyzwyczajeni są do tego, że książka musi być konkretna: albo powieść, albo album z reprodukcjami, a nie wypowiedź artystyczna zawarta między okładkami, często eksperymentująca z samą formą książki, niestandardowo zestawionym obrazem i tekstem, odważną, designerską szatą graficzną.
Minionej jesieni wydawcy „niepotrzebnych książek” spotkali się na dwóch imprezach: krakowskich targach publikacji niezależnych Kioosk oraz poznańskim festiwalu Rookie. Celem obydwu imprez była prezentacja najciekawszych wydawnictw. Nie tylko z Polski, bo przyjechali także doświadczeni edytorzy artbooków z zagranicy: Niemiec, które na tym polu są prężnie rozwinięte, Wielkiej Brytanii czy Grecji. Tam moda na podobne publikacje rozwija się od lat i jest ściśle powiązana z obiegiem galeryjnym. W Niemczech artbooki prezentowane są nie podczas targów książki we Frankfurcie, ale w ramach Art Berlin Contemporary. Istnieją także wyspecjalizowane w książkach artystycznych instytucje i dystrybucje, jak amerykański Printed Matter czy niemiecka Motto Distribution, która współpracuje z małymi wydawcami z całego świata.