W „Drogówce”, którą reżyser wymyślił bardzo dawno, ponoć jeszcze w łódzkiej filmówce, Smarzowski żegna się z kulejącą, zabłoconą, wielokrotnie pokazywaną na ekranie Polską B. Akcja toczy się w zasilanej unijnymi dotacjami, przeżywającej imponujący rozwój gospodarczy stolicy. Filmowa Warszawa niewiele jednak się różni od obśmiewanej wcześniej głuchej prowincji. Wygląda jak ubogie zaplecze „Wesela” albo lekko podrasowana, zabita dechami nora z „Domu złego”.