Kultura

Kolekcja z życia

Szwajcarka, która zgromadziła bezcenne dzieła sztuki

Angela nie wygląda ani na swoje 81 lat, ani na posiadaczkę wielkiej fortuny. Angela nie wygląda ani na swoje 81 lat, ani na posiadaczkę wielkiej fortuny. Gaetan Bally/Keystone / PAP
Picasso, Klee, Matisse, Monet, Modigliani i Renoir w jednym stoją domu. A właściwie byłym banku, w którym zgromadzono bezcenną prywatną kolekcję Angeli Rosengart.
Angela Rosengart z ojcem Siegfriedem na wystawie Picassa w Awinionie, maj 1973 r.David Douglas Duncan/materiały prasowe Angela Rosengart z ojcem Siegfriedem na wystawie Picassa w Awinionie, maj 1973 r.
Pablo Picasso, „Kobieta bawiąca się z psem”, 1853 r.Archiwum Pablo Picasso, „Kobieta bawiąca się z psem”, 1853 r.

Ośmio-, może dziewięciolatek wbiega do sali, gdzie wisi kilka obrazów Picassa, podbiega do jednego z nich, jakby chciał go dotknąć: – Jeśli to zrobi, uruchomi się alarm i będziemy mieć na głowie policję – mówi Angela Rosengart, szybko odnajduje strażniczkę i prosi ją, by odnalazła rodziców chłopca. – Dzieci powinny mieć kontakt ze sztuką od najmłodszych lat, ale powinny mieć też przewodnika po takich miejscach, inaczej niczego nie zrozumieją, obejrzą po prostu kilka obrazów – dodaje. W założonym przez nią muzeum Sammlung Rosengart w Lucernie dwa razy w miesiącu specjalnie przeszkolone 10- i 11-latki oprowadzają o kilka lat młodszych od siebie kolegów. Mają wyjaśniać im to, co widzą, swoim językiem.

Ona sama nie była o wiele starsza, gdy trafiła do prowadzonej przez ojca Siegfrieda Rosengarta galerii sztuki w centrum Lucerny. Miała ledwie 16 lat. Ojciec właśnie złamał nogę, ktoś musiał przypilnować interesu. A może był to prosty zabieg z jego strony, by zarazić ją sztuką? Był 1948 r., ojciec od kilkunastu lat prowadził własną galerię, kupował i sprzedawał obrazy, choć nie były to najlepsze czasy na handlowanie dziełami sztuki. Europa dźwigała się z wojennego załamania, Szwajcaria też dopiero zaczynała budować swój dobrobyt. Matka – wspomina Angela – nie była zadowolona, że pierwszy obraz, martwa natura Cézanne’a warta ok. 10 tys. ówczesnych franków szwajcarskich, który ojciec otrzymał w podziękowaniu za 17-letnią pracę na rzecz galerii wuja, nie został od razu sprzedany.

Przyjaźń z Miró, Chagallem i Picasso

Właśnie obrazy, z którymi Siegfriedowi trudno było się rozstać, przez lata budowały jego prywatną kolekcję. – Kierowaliśmy się zasadą, że kupujemy tylko takie obrazy, które nam samym się podobają – mówi Angela. – Jeśli jakiś obraz nie znajdował kupca, zostawał u nas. Uważaliśmy, że jeśli ktoś nie potrafi się poznać na jego wartości, nie zasługuje na to, by go mieć.

Angela pokochała tę pracę – przygotowywanie ram do obrazów, wykłady ojca na temat historii sztuki (sama nigdy nie skończyła studiów artystycznych). Od tej pory stali się właściwie nierozłączni – przyjaciel Siegfrieda, gdy raz nie zobaczył Angeli u jego boku, miał nawet żartem zapytać, czy ten rozwiódł się ze swoją córką.

W wieku 25 lat stała się współwłaścicielką galerii. Z ojcem podróżowali po całej Europie, ściągając obrazy najwybitniejszych twórców tamtych czasów i nawiązując z nimi bliskie przyjaźnie. Do grona ich bliskich znajomych należeli Georges Braque, Joan Miró i Marc Chagall, a przede wszystkim Pablo Picasso.

Spotkanie z mistrzem było dla 17-latki przeżyciem niezwykłym. Picasso powiedział jej ojcu, że ma prześliczną córkę, co było pierwszym komplementem, jaki usłyszała od mężczyzny. Od tej pory spotykali się we trójkę regularnie, w sumie kilkadziesiąt razy. Pierwszy portret Angeli artysta namalował w 1954 r. w Vallauris na francuskiej Riwierze. Szkicowanie zajęło mu pół godziny, a jej samej pozowanie wydało się wyczerpującą pracą. Później Picasso stworzył jeszcze cztery jej portrety – wszystkie dziś wiszą u niej. – Kiedyś przechadzałam się po salach i stanęłam przy jednym z moich portretów. Obok mnie stała kobieta, co chwilę patrzyła to na mnie, to na obraz. W końcu zapytała, czy to ja i czy może mnie dotknąć. To było czarujące – wspomina Rosengart.

Spotkania z Picassem wspomina jako fascynujące wydarzenia: – Jego wzrok był tak przenikliwy, że miało się wrażenie, jakby miał w oczach aparat rentgena. Pozostał młody nawet po 80. A w jego rękach niemal wszystko stawało się dziełem sztuki.

Ot, jak choćby na tym zdjęciu zrobionym przez jej ojca – ubrana w granatową sukienkę i czerwony szal, ma upięty kok – jej włosy i sukienka przystrojone są łańcuchami z liści, obok niej stoi Picasso, lekko odchylony z rękoma rozstawionymi w geście twórcy, który stworzył dzieło. – Wyszliśmy przed jego dom, była jesień i akurat to przyszło mu do głowy.

Na innych prywatnych zdjęciach wykonanych przez amerykańskiego fotografa Davida Douglasa Duncana, któremu jako jedynemu Picasso pozwalał fotografować się w codziennych sytuacjach, widać inne historie: tu Pablo je rybę, a tu ościami ozdabia glinianą misę. Tu szkicuje autoportret z głową sowy i własnymi przeklejonymi ze zdjęcia oczami, tu ubrany tylko w bieliznę tańczy w pracowni na tle własnych obrazów. Takich zdjęć Angela ma ponad dwieście, część z nich zajmuje całą salę w jej muzeum i tylko to miejsce raz w roku zmienia swoją kompozycję, jedne zdjęcia zastępują inne.

Cały parter dla Picassa

Pęczniejąca kolekcja i sama galeria została przeniesiona do ich domu w latach 70. Rosengartowie przekazali miastu z okazji 800 rocznicy założenia Lucerny kilka obrazów Picassa, ale kilkaset innych dzieł wciąż pozostawało w ich rękach. Po śmierci ojca w 1985 r. Angela zaczęła się zastanawiać, co z nimi zrobić. W końcu w 1992 r. stworzyła fundację, która miała przygotować i prowadzić muzeum.

Znalezienie odpowiedniego budynku nie było proste. Udało się to dopiero w 2000 r., gdy Narodowy Bank Szwajcarski opuścił siedzibę przy Pilatusstrasse. Wybór był strzałem w dziesiątkę: w samym centrum miasta, dwa kroki od dworca i od słynnego mostu Kaplicznego, odpowiednio wzmocnione podziemia, gdzie wcześniej były bankowe skrytki, pięć pięter, solidne mury z lat 20. XX stulecia. Przygotowanie budynku dla potrzeb muzeum zajęło dwa lata. To, co mogło zostać, czyli piękne marmury i stropy, zostało. Dobudowano ściany, zadbano o odpowiednie oświetlenie – wszystko to dzieło architekta Rogera Dienera. Sam budynek kosztował 13 mln franków (zapłacono pieniędzmi Angeli Rosengart przez fundację), ale remont pochłonął 7 mln – i tę część pokryli sponsorzy. Na otwarcie muzeum zaproszono 1600 gości, był obecny m.in. wnuk Paula Klee, Aleksander (jest malarzem i kolekcjonerem dzieł sztuki), a także wnuczka Chagalla Meret Meyer-Graber.

Kolekcja ma charakter zamknięty. Obrazy – nigdy niewypożyczane do innych muzeów – ułożone są chronologicznie. Picasso ma dla siebie cały parter budynku. Najpierw jego początkowe prace, także te z czasów surrealizmu czy kubizmu, potem późniejsze – w sumie ponad 30 płócien i 100 innych prac, w tym grafiki, akwarele i rzeźby (do muzeum trafiły też ostatecznie prace przekazane wcześniej miastu). Angela potrafi opowiedzieć historię każdego obrazu. Dlaczego na przykład w tym, zatytułowanym „Kobieta bawiąca się z psem”, przedstawiającym kobietę kładącą na łopatki psa, tyle agresji i trudno dopatrzyć się zabawy? – To właściwie finał burzliwego związku Picassa z jego ówczesną kochanką. Dwa tygodnie później para się rozstała. Istnieje teoria, że psem z tego obrazu jest on sam – wyjaśnia Angela.

Sale poniżej parteru zajmuje Paul Klee i 125 jego prac, łącznie z pierwszą akwarelką tego autora „Dziewczynką X”, którą Angela kupiła jako 16-latka. Kilka czarnych kresek, prostota w czystej postaci. Obraz kosztował 50 franków, tyle, co jej ówczesna miesięczna pensja. W pierwotnej cenie obrazów tkwi tajemnica sukcesu Angeli – taka kolekcja nie miałaby szansy dziś powstać. Kilkadziesiąt lat temu za pełnowymiarowe obrazy płacono 10–20 tys. franków, teraz na aukcjach prace Picassa idą za miliony dolarów. Jego „Martwa natura z tulipanami” w zeszłym roku została sprzedana za 41,5 mln dol., dzieła Kandinsky’ego potrafią osiągnąć cenę 20 mln dol., podobnie jak prace Cézanne’a.

Na pierwszym piętrze muzeum znajduje się kolekcja ponad 20 autorów, w tym Moneta, Pissarro, Renoira, Cézanne’a, Seurata, Bonnarda, Vuillarda, Soutine, Modiglianiego, Matisse’a, a także Braque’a, Légera, Kandinsky’ego, Miró i Chagalla… Co roku oglądają te prace setki tysięcy gości.

Muzeum zamiast rodziny

Angela nie wygląda ani na swoje 81 lat, ani na posiadaczkę wielkiej fortuny. Skromna, smukła, o pociągłej twarzy z delikatnym makijażem, w beżowym golfie i ciemnych spodniach mogłaby uchodzić za turystkę. Żyje też skromnie. Nie jada w drogich restauracjach, wakacji nie spędza w Dubaju. Lubi skromne hotele w Gryzonii, a jeśli rusza gdzieś poza Szwajcarię, to tam, gdzie można zobaczyć i kupić dzieła sztuki – do Barcelony, Paryża czy Nowego Jorku. Poza macierzystym niemieckim mówi płynnie po angielsku, francusku, włosku, żałuje, że nie zdążyła nauczyć się hiszpańskiego. Nadal prowadzi niewielką galerię w domu i lubi być zorientowana, co „wisi w powietrzu”.

Nowoczesną sztukę ceni jednak mniej niż XIX- czy XX-wieczną. – Kiedyś artysta, który miał coś do powiedzenia, zajmował się tym przez jakiś czas, po czym zaczynał coś nowego. Dziś mam wrażenie, że wszystko zostało powiedziane, a twórcy niepotrzebnie eksploatują dany temat przez długi czas – uważa.

Rosengart nigdy nie wyszła za mąż. Nie ma dzieci ani żadnej bliskiej rodziny. Już jako 20-letnia dziewczyna oświadczyła matce, że „nie zamierza zakładać rodziny”. Matka uważała, że jeszcze ma czas, że „to jej przejdzie”. Nie przeszło. – Dzięki temu udało mi się stworzyć to muzeum. Gdybym miała rodzinę, nie byłoby to możliwe, bo jej członkowie mieliby prawa do części spadku.

Pytania o wartość całej tej kolekcji są pozbawione sensu. W końcu w statucie fundacji zapisano, że żaden obraz nie może zostać sprzedany. Bieżące funkcjonowanie zapewnia czynsz z wynajmu biur na trzech dodatkowych piętrach w muzeum, a Angela Rosengart może być spokojna, że to miejsce się nie zmieni.

Polityka 20.2013 (2907) z dnia 14.05.2013; Ludzie i Style; s. 120
Oryginalny tytuł tekstu: "Kolekcja z życia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną