Ośmio-, może dziewięciolatek wbiega do sali, gdzie wisi kilka obrazów Picassa, podbiega do jednego z nich, jakby chciał go dotknąć: – Jeśli to zrobi, uruchomi się alarm i będziemy mieć na głowie policję – mówi Angela Rosengart, szybko odnajduje strażniczkę i prosi ją, by odnalazła rodziców chłopca. – Dzieci powinny mieć kontakt ze sztuką od najmłodszych lat, ale powinny mieć też przewodnika po takich miejscach, inaczej niczego nie zrozumieją, obejrzą po prostu kilka obrazów – dodaje. W założonym przez nią muzeum Sammlung Rosengart w Lucernie dwa razy w miesiącu specjalnie przeszkolone 10- i 11-latki oprowadzają o kilka lat młodszych od siebie kolegów. Mają wyjaśniać im to, co widzą, swoim językiem.
Ona sama nie była o wiele starsza, gdy trafiła do prowadzonej przez ojca Siegfrieda Rosengarta galerii sztuki w centrum Lucerny. Miała ledwie 16 lat. Ojciec właśnie złamał nogę, ktoś musiał przypilnować interesu. A może był to prosty zabieg z jego strony, by zarazić ją sztuką? Był 1948 r., ojciec od kilkunastu lat prowadził własną galerię, kupował i sprzedawał obrazy, choć nie były to najlepsze czasy na handlowanie dziełami sztuki. Europa dźwigała się z wojennego załamania, Szwajcaria też dopiero zaczynała budować swój dobrobyt. Matka – wspomina Angela – nie była zadowolona, że pierwszy obraz, martwa natura Cézanne’a warta ok. 10 tys. ówczesnych franków szwajcarskich, który ojciec otrzymał w podziękowaniu za 17-letnią pracę na rzecz galerii wuja, nie został od razu sprzedany.
Przyjaźń z Miró, Chagallem i Picasso
Właśnie obrazy, z którymi Siegfriedowi trudno było się rozstać, przez lata budowały jego prywatną kolekcję. – Kierowaliśmy się zasadą, że kupujemy tylko takie obrazy, które nam samym się podobają – mówi Angela.