Janusz Wróblewski: – W „Żądzy bankiera” kryzys ekonomiczny dopadający Europę ma wymiar apokaliptyczny. Chciał pan tym filmem wyrazić swoje oburzenie na cynizm i korupcję świata finansjery?
Constantin Costa-Gavras: – O zrealizowaniu „Żądzy bankiera” myślałem jeszcze przed grecką katastrofą, na długo nim ogłoszono upadłość banku Lehman Brothers. Pisząc scenariusz, celowo nie rozszerzaliśmy wątku szybko rozprzestrzeniającego się kryzysu, gdyż byłem pewien, że jest on tylko skutkiem problemu, o którym opowiadamy w filmie. Mianowicie: stosunku do pieniędzy. W jaki sposób pokusa ich posiadania determinuje ludzkie zachowanie.
Bogatym jest łatwiej oszukiwać, dlatego ryzykują więcej?
Gry rynkowe i napięcia z tym związane doskonale opisał pewien francuski menedżer, który wiele lat temu odszedł z Credit Lyonnais. Jego zdaniem demokracja stanowi swego rodzaju placebo dla chorych z chciwości bankierów. Ma ich nauczyć rozsądku, poskromić egoizmy, podczas gdy naprawdę żadnego lekarstwa nie oferuje. Powiedział też inną ważniejszą rzecz: że wszyscy jesteśmy zakładnikami rekinów giełdowych, którzy spekulują i manipulują na niewyobrażalną skalę. To oni posiadają prawdziwą władzę. Jeśli banki źle zainwestują, jeśli nie wykażą zysków, kto wtedy pomoże? Jedynie rząd. Dlatego styk biznesu i polityki jest kluczowy.
Miał pan okazję rozmawiać z bankierami odpowiedzialnymi za kryzys?
Tak, niejednokrotnie. Są wyjątkowo inteligentni. Mają ogromną wiedzę, znają języki, w ich gabinetach wiszą arcydzieła sztuki. Gdy pytałem ich o sposoby wyjścia z kryzysu, wielu odpowiadało, że sytuację uratuje regulacja rynku.