Jesteśmy pokoleniem, które jest w stanie coś zmienić – krzyczy Ras Luta ze sceny Alterklub, jednej z pięciu, na których w czasie Open’era gra się muzykę. Ras Luta (lat 30, specjalizacja: reggae) przez moment robi wrażenie, że poza dobrą muzyką chodzi tu o jakąś większą ideę. Na znak tego każe pokazać światło: – Podnieście telefony komórkowe!
Telefony komórkowe open’erowicz ma. Czasem nawet po dwa, bo jeden bywa lepszy do Internetu, a drugi do esemesów, poza tym nie można odpisać na wiadomość, jeśli się akurat nagrywa fragment koncertu. „Mało hipsterów na Open’erze” – nasmarował ktoś na jednym z festiwalowych obiektów. „Za to dużo instagramowiczów” – dopisał ktoś inny, mając na myśli tych, którzy non stop publikują w sieci zdjęcia tego, co widzą. Nic zdrożnego, to zjawisko światowe. Jeśli zapytać kogokolwiek, jaki ten festiwal jest, słowo światowy będzie się pojawiać często. A że na świecie rzadziej się ostatnio hipsteruje, a częściej swaguje (czyt. słaguje), więc i tu coraz częściej zamiast „lans” mówię „swag”.
1 Ustrój
Miasto muzyki i kultury. Tak z kolei mówi o swojej imprezie Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art (zwanej dalej Agencją), który Open’er Festival wymyślił, 11 lat temu zorganizował po raz pierwszy, przeniósł z Warszawy do Gdyni, a potem z centrum miasta wyprowadził na lotnisko Babie Doły – Kosakowo. Open’erowicze znają go z anteny Trójki, partnera medialnego festiwalu (zwanego dalej Radiem), gdzie pojawia się regularnie przez pół roku przed imprezą, ujawniając kolejne gwiazdy, z którymi często sam się wcześniej umawia. Czasem jego wyborów nie zna nawet najbliższe otoczenie – o przeciekach nie ma mowy.