Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Najgłupszy biznes świata

Steven Soderbergh żegna się z kinem

„Robiąc filmy, nie ulegam ideologii, tylko całą energię wkładam w rozwiązanie piętrzących się trudności”. „Robiąc filmy, nie ulegam ideologii, tylko całą energię wkładam w rozwiązanie piętrzących się trudności”. Gerard Julien/AFP/Getty Images / FPM
„Wielki Liberace” ma być wielkim pożegnaniem. Steven Soderbergh, jeden z najambitniejszych reżyserów amerykańskich, rozstaje się z kinem, które uważa za głupie i nudne – w przeciwieństwie do teatru i telewizji.
Steven Soderbergh i Matt Damon na festiwalu filmowym w Wenecji, 2009 r.nicolas genin/Wikipedia Steven Soderbergh i Matt Damon na festiwalu filmowym w Wenecji, 2009 r.

Odejście na przedwczesną emeryturę wybitnego twórcy zawsze budzi zdziwienie i szok. Ingmar Bergman po nakręceniu wielogodzinnej sagi rodzinnej „Fanny i Aleksander” zajął się pisaniem książek. Sporadycznie realizował filmy telewizyjne, pracował w teatrze. Do kina nie wrócił nigdy. Węgier Bela Tarr po premierze arcydzieła „Koń turyński” też ogłosił zakończenie kariery i zniknął z życia publicznego. Niszę dla siebie znalazł jako wykładowca w szkole filmowej.

Uprawianie reżyserii znaczyło dla nich coś więcej niż rzemiosło. Wzorem wielkich pisarzy czy kompozytorów nie uznawali ideowych kompromisów, brali odpowiedzialność za estetyczne wybory i kształt swojej twórczości. Mieli poczucie misji, nie odpuszczali jakości. W podobnym stylu pracował Krzysztof Kieślowski, który po „Trzech kolorach” również zawiesił wykonywanie działalności filmowej i kto wie, czy nie podtrzymałby tej decyzji, gdyby żył dłużej. Tak jak Tadeusz Konwicki, Wojciech Marczewski, Kazimierz Kutz, którzy także pożegnali się z zawodem. Nie na skutek wypalenia, choroby, tylko spełnienia swoich artystycznych ambicji.

50-letni Steven Soderbergh nie jest Kieślowskim ani tym bardziej Bergmanem. Chyba za wcześnie mówić w jego przypadku o zaniechaniu aktywności. Jako prawdziwą przyczynę swojego odejścia (poza względami osobistymi oraz kaprysem zajęcia się malarstwem) Amerykanin wymienia przepracowanie. W ostatnich latach nie schodził właściwie z planu. Kręcił średnio po dwa filmy rocznie. Czasami nawet trzy pełnometrażowe fabuły w jednym sezonie. Utrzymywał stosunkowo wysoką formę, nawet jeśli nie odnosił ostatnio spektakularnych sukcesów.

Uściślijmy – precyzuje Soderbergh. – Nie zamierzam dłużej szarpać się w biznesie kinowym, ale nie rezygnuję z reżyserii w ogóle.

Polityka 48.2013 (2935) z dnia 26.11.2013; Kultura; s. 96
Oryginalny tytuł tekstu: "Najgłupszy biznes świata"
Reklama