Justyna Sobolewska: – Udało się panu przepisać notes z telefonami?
Wiesław Myśliwski: – Nie, to okazało się niemożliwe. Podejmowałem kilka prób, w związku z czym mam kilka notesów. I czasem nie wiem, w którym notesie mam szukać jakiegoś nazwiska, adresu, telefonu. Na czym bowiem polega takie przepisanie? Na tym, żeby wyrzucić wszystkie nazwiska, adresy, telefony, które – mówiąc enigmatycznie – „zdezaktualizowały się”, a zostawiać tylko te, które dalej mogą nam służyć. I te przepisać do nowego notesu. No tak, tylko że w ten sposób wkraczamy w wielki obszar naszego życia i co nazwisko, to wątpliwość: zostawić czy wyrzucić. Niektórzy z moich znajomych po przeczytaniu „Ostatniego rozdania” mówili mi, że odnaleźli w swoich zbiorach notesy swoich dziadków. I to były dla nich ciekawe doświadczenia. Taki notes to przecież bagaż czyjegoś życia. Pani ma wszystko w komórce, tak?
Tak, co pewien czas wszystko tracę. Już kilka razy się zdarzyło. Potem mozolne odtwarzanie. Dla bohatera pańskiej najnowszej powieści „Ostatnie rozdanie” przepisywanie notesu okazało się pułapką.
Na tym polega istota tej książki. Bohater, nie przeczuwając nawet, co go może czekać, przystępuje do porządkowania notesu i okazuje się, że to pułapka, którą zastawił na siebie. Nawet ci, o których nie wie, czy żyją czy nie, zaczynają dręczyć jego pamięć, wywołują jakieś zdarzenia, sytuacje, skojarzenia, nie wiadomo zresztą, czy przystające do tych lub innych osób. Banalny notes staje się labiryntem. Okazuje się, że nie ma rzeczy banalnych, często w rzeczach banalnych kryje się otchłań. Nasze życie składa się przede wszystkim z rzeczy banalnych, lecz bywa, że w nich właśnie kryje się coś, co mogło zdecydować o całym naszym życiu.