Kuba Wojewódzki: – Jesteś częścią Polski liberalnej czy solidarnej?
Czesław Mozil: – Jezus Maria. A jedna nie może się łączyć z drugą? Ja chcę się przyjaźnić z obiema Polskami, a nie tylko z połową! W Danii, gdzie się wychowałem, najgorsza prawica potrafi rozmawiać z lewicą sympatycznie i z szacunkiem. Ja się czuję częścią Polski. Po prostu. Ja jestem jedną wielką flagą narodową.
A rozumiesz piekło dzisiejszego polskiego patriotyzmu?
Z patriotyzmem jest tak samo jak z byciem wierzącym. Ja nie chodzę do kościoła, bo msza święta mnie męczy, a poza tym księża często są mało muzykalni. Ale to nie znaczy, że nie jestem dobrym chrześcijaninem. Nie mam potrzeby zaczepiania ludzi w metrze i opowiadania im, że nasz Bóg jest najlepszy. Czy dobry patriota to taki, który w święto narodowe zbije najwięcej złych patriotów? W Kopenhadze, jak czasem wsiadam do taksówki, to kierowca, muzułmanin, zaczyna mnie natychmiast przekonywać do Koranu. Rozumiesz? Zaczynasz mieć wyrzuty sumienia, że nie masz myśli samobójczych i brody. Nie chcę, żeby mnie ktoś na chama przymuszał, żebym pamiętał polską historię tak, jak on pamięta. Choć od razu zaznaczam, że nie porównuję polskiej prawicy do islamu. Żeby nie było.
Kiedyś powiedziałeś, że kochasz Polskę naiwnie. Widzę, że ci nie przeszło!
Jestem sierotą polityczną. Nie chcę nigdzie należeć. Chcę być dumny ze swojego kraju, ale bez przymusu bycia w jakimś politycznym gangu. Jestem dumny, kiedy na końcu świata, na Bali, mówię, że jestem Polakiem, a pani masująca mi stopy szepcze z uznaniem: Aaa, Lewandowski.