Serial właśnie się skończył. W ostatnich odcinkach większość żołnierzy poległa śmiercią bohaterską, ale ci, którzy pozostali przy życiu, mogliby wystąpić w kolejnym sezonie, gdyby była taka potrzeba. „Czas honoru”, popularny także na płytach DVD, z pewnością znajdzie się w niejednym domu pod choinką jako prezent świąteczny. Opowieść o tragicznych losach młodych ludzi, którzy po zakończeniu wojny prowadzą własną wojnę z opresyjnym systemem komunistycznym, swój sukces zawdzięcza w dużej mierze młodym wykonawcom. Z oddaniem wykraczającym poza profesjonalny warsztat wcielali się w role żołnierzy podziemia niepodległościowego, zwanych dzisiaj wyklętymi. (Termin ten pojawił się po raz pierwszy w tytule książki Jerzego Ślaskiego „Żołnierze wyklęci” w 1996 r.). Grani przez nich bohaterowie stali się idealnymi wręcz nosicielami cnót nieco już zapomnianych, takich jak męstwo, honor, odwaga i ofiarność, ale też szczera przyjaźń i lojalność.
Gdyby przeprowadzić sondaż i zapytać, jakiego bohatera pozytywnego zaproponowały nam w mijającym roku kino i telewizja, z pewnością byliby to właśnie waleczni młodzieńcy i odważne dziewczyny z „Czasu honoru”. Fenomen trwającego już sześć sezonów serialu to jednak nie tylko sprawa tzw. słupków oglądalności. W ostatnim czasie obserwujemy w Polsce prawdziwy boom na historię ojczystą (co Daniel Passent nazwał rozkwitem przemysłu historycznego). W księgarniach mamy całe półki książek historycznych, w kioskach mnóstwo poświęconych historii miesięczników oraz wydawnictw okolicznościowych. Nawet tabloidy zaczęły dołączać specjalne wkładki, co niechybnie świadczy o tym, iż podaż nadąża za popytem.
Największym zainteresowaniem cieszą się dzisiaj te rozdziały podręcznika narodowych dziejów, których nauczyciele zazwyczaj nie zdążą przerobić przed końcem roku szkolnego.