Tylko mi tu szmaty nie rób – zastrzegł Władysław Pasikowski, gdy zaczynali pracę nad „Jackiem Strongiem”. Chciał uniknąć wyblakłych barw i szarzyzny zalewającej ekran zawsze wtedy, gdy w polskim kinie opowiada się o historii. Magdalena Górka postawiła na wyraziste kolory, a jednocześnie stylizowała obraz na wzór dawnych filmów kręconych na taśmie Orwo. Ma 36 lat, ale doświadczeń mnóstwo, w tym filmy kręcone w Ameryce oraz dziesiątki reklam i teledysków realizowanych dla największych muzycznych gwiazd.
Filigranowa blondynka i dwumetrowy Pasikowski na filmowym planie spotykają się od 16 lat. Górka była szwenkierem – czyli asystentką operatora – w „Reichu” i głównym operatorem serialowego „Gliny”. – Ja mu nie zawracam głowy. Robię swoje, a on robi swoje. Nie męczymy się wzajemnie opowieściami, dlaczego stawiam kamerę tak, a nie inaczej – odpowiada pytana o sekret udanej współpracy z Pasikowskim. Na planie nie spoufala się z resztą ekipy. Wie, czego chce. – Mogłaby wyreżyserować film, tylko, że jej to nie interesuje, a ja nie mam pojęcia o świetle, więc nie będę się wymądrzał i w imię zachowania twarzy i prestiżu udawał, że je mam – przyznaje Pasikowski.
– Chciałam być operatorką, bo lubię być w cieniu, a nie na świeczniku – mówi Górka. Wybrała więc rolę szarej eminencji. – Reżyseria to ciągłe rozmowy z ludźmi. Tam trzeba być rockowym frontmanem, a ja jestem basistą.
O tym, że chce pracować w kinie, wiedziała już jako nastolatka. Mama pracowała w Anglii. Wychowywał ją ojciec, zapalony fotograf, miał kilkanaście aparatów i domową ciemnię.