Tłumy wyległy 9 marca na madrycki deptak Paseo de Recoletos. Stanęło na nim 25 scen, rozbrzmiewał jazz, blues i muzyka klasyczna. Największa scena pomieściła orkiestrę symfoniczną ze stuosobowym chórem, a ich wykonanie słynnej pieśni niewolników hebrajskich z „Nabucca” Verdiego – „Va, pensiero” – do którego dołączyła się publiczność, stało się kulminacyjnym momentem dnia.
Był to społeczny protest przeciwko polityce rządu Mariano Rajoya, który od 2012 r. w ramach programu oszczędnościowego zredukował pomoc publiczną dla sektora kultury i podniósł VAT na działalność kulturalną z 8 do 21 proc. Dla kultury w Hiszpanii była to po prostu katastrofa. Już przedtem, od wybuchu kryzysu w 2008 r., liczba spektakli teatralnych i operowych spadła tam o 31 proc., a dochody z nich o 20 proc. Teraz może być tylko gorzej. Zamyka się sale kinowe (w ostatnich latach 400), orkiestry rozwiązuje się na okres letni i powołuje z powrotem po wakacjach.
To już nie pierwsza tego rodzaju demonstracja. Rok temu w barcelońskim Audytorium dwie organizacje muzyków, AMPOS (Asociación de Músicos Profesionales de Orquestas Sinfónicas) i AIE (Artistas Intérpretes o Ejecutantes), zorganizowały protestacyjny koncert symfoniczny pod hasłem „Todos Somos Música” (wszyscy jesteśmy muzyką); dyrygował Luis Cobos, dyrygent i prezes AIE. W pierwszej części dominował repertuar klasyczny, w drugiej dołączyły gwiazdy muzyki pop. Hiszpańskich muzyków wspierali koledzy z Niemiec, Włoch, Francji i Holandii.
Kolejna demonstracja zainicjowana przez te dwie organizacje miała już większy zasięg: ponad tysiąc muzyków w 20 różnych miastach Hiszpanii wykonało ten sam program. Nikogo z władz to specjalnie nie wzruszyło. Ale w jedności siła.