Kultura masowa usłyszała o niej trzy lata temu. De Keersmaeker obejrzała teledysk „Countdown” Beyoncé i odkryła, że piosenkarka bez pytania pożyczyła sobie całe partie jej choreografii m.in. ze spektaklu „Rosas danst Rosas” z 1983 r. Zirytowana oskarżyła amerykańską gwiazdę o kradzież. Kiedy prawnicy Beyoncé tłumaczyli, że to był cytat, De Keersmaeker pogratulowała gwieździe dobrego gustu, dodając, że w tym nowym wykonaniu feministyczna, ostra i zbuntowana choreografia straciła pazur: „W latach 80. moja choreografia była postrzegana jako manifestacja girl power, bazującej na przyznaniu kobiecie prawa do seksualnej ekspresji. W interpretacji Beyoncé pozostała uroda tańca, ale znikła cała jego siła. Zamiast niej jest uwodzenie, na rozrywkową, konsumpcyjną modłę”.
Słowo kompromis nigdy nie widniało w słowniku 54-letniej dziś Anne Teresy De Keersmaeker. Jej spektakle zachwycają kunsztowną, przemyślaną do najdrobniejszego gestu formą, porażają precyzją wykonania. Nazywa je architekturą w ruchu. Analizując je, rysuje matematyczne wzory, mówi o strukturach będących odzwierciedleniem w ruchu struktur muzycznych, o transpozycjach, frazowaniu i modułowaniu. Słysząc pytanie, czy matematyka może być dobrym budulcem sztuki, gdzie tu miejsce na emocje, z irytacją chwyta kartkę. Rysuje koło i kwadrat: – A co, jeśli pani powiem, że każde z nich uderza we mnie inną energią? Że są zmaterializowaną energią, wywołują, każde inne, emocje? Nie widzę powodu, żeby oddzielać formalne podejście do tańca od emocji. I kontynuuje już nieco spokojniej: – Ludzkie ciało wyraża abstrakcyjne idee – to właśnie lubię w tańcu. Mamy ciało, a wraz z nim myśl. Ciało jest zarazem społeczne, emocjonalne, intelektualne, zmysłowe, a nawet chemiczne.