Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Muzyki nie można mieć

Zagraniczne podróże Krystiana Zimermana

Na koncerty europejskie pianista wozi fortepian ze swojego domu w Szwajcarii; na potrzeby Azji ma bazę w Japonii. Na koncerty europejskie pianista wozi fortepian ze swojego domu w Szwajcarii; na potrzeby Azji ma bazę w Japonii. Michał Tuliński / Forum
Przyglądaliśmy się, jak Krystian Zimerman podbija świat trzema ostatnimi sonatami Ludwiga van Beethovena.
Zimerman twierdzi, że muzyka to nie są dźwięki, lecz sprawa, która wydarza się między artystą, publicznością i wnętrzem sali.Andrzej Rubiś/Forum Zimerman twierdzi, że muzyka to nie są dźwięki, lecz sprawa, która wydarza się między artystą, publicznością i wnętrzem sali.

Gdy 20 stycznia Krystian Zimerman grał w jednej ze swych ulubionych sal, tokijskiej Suntory Hall, osiągnął dokładnie, co do dnia, wiek, w którym Beethoven umarł. – Podobnie przydarzyło mi się już z Chopinem: koncertowałem, mając tyle samo dni, ile miał on w chwili śmierci – zwierza się największa sława polskiej pianistyki.

Późne utwory wielkich mistrzów klasyki zwykło się widzieć jako sumę ich doświadczeń i obraz mądrości życiowej. Ostatnie sonaty Beethovena bardzo się różnią od wczesnych. Podobnie z późnymi sonatami Franza Schuberta, do których polski artysta chce powrócić w niedługim czasie. I jeszcze do ostatnich opusów Johannesa Brahmsa. Interesuje go muzyka ludzi, którzy – jak to określa – odchodzą i nie mają już nic do stracenia.

Schubert w chwili śmierci miał lat zaledwie 31. Beethoven – 57. – Miałem kiedyś w domu popiersie Beethovena – opowiada Zimerman. – Gdy na nie patrzyłem, wydawał mi się taki stary! Przez lata obawiałem się grać jego ostatnie sonaty, sądząc, że nie potrafię zrozumieć ich w pełni. Teraz wiem, że Beethoven odszedł w sile wieku. Zrozumiałem też ostatnio, że Sonata E-dur op. 109 [trzecia od końca – DS] nie jest głębokim dziełem filozoficznym, tylko muzycznym portretem 18-letniej dziewczyny, córki jego dawnej miłości.

Istotnie, utwór jest dedykowany Maximiliane Brentano, córce Antonii z domu von Birkenstock, kolekcjonerki dzieł sztuki i mecenaski artystów. Jedna z teorii mówi, że to właśnie Antonie, zwana Toni, była ową słynną „nieśmiertelną ukochaną” kompozytora (do której zachował się list, jednak bez imienia adresatki), jednak bardziej prawdopodobne są inne kandydatury.

Polityka 28.2014 (2966) z dnia 08.07.2014; Kultura; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Muzyki nie można mieć"
Reklama