Ktoś zauważył, że w życiu są dwa idealne momenty na kształcenie się i lekturę – studia i pobyt w więzieniu. I to dotyczy wszystkich, nawet tych, którzy wcześniej z książkami nie mieli wiele wspólnego. Choćby taki Zdzichu, o którym pisał Marek Bieńczyk w magazynie „Książki”. Siedzieli w ławce w podstawówce, Zdzichu był drugoroczny, z rodziny pijaków, należeli do innych światów. I po latach Bieńczyk odwiedził Zdzicha w więzieniu, gdzie ten odsiadywał duży wyrok: „Nawet »cześć« nie powiedział. Bo pierwsze dosłownie zdanie, jakie usłyszałem po dekadach niewidzenia się, wycharczane z głębi więziennej piżamy, brzmiało: »Wiesz co, kurwa, tego Cervantesa nie całkiem rozumiem«”.
Osadzeni w Rawiczu prowadzą teraz bardzo ożywione życie kulturalne: czytają, dyskutują, słuchają wykładów. I nawet sami piszą recenzje do więziennej gazetki „Ocenzurowano”, telewizji TV Kukiel. Tworzą swoje listy bestsellerów. – Jeżeli oferta biblioteki więziennej jest zbliżona do tego, co jest teraz na topie, to automatycznie czytelnictwo wzrasta – mówi wychowawca Marek Pięta.
Kilka lat temu, kiedy pierwszy raz pojawiła się tu Agnieszka Kłos, publicystka i wykładowczyni na wrocławskiej ASP, biblioteka wyglądała inaczej. Od 20 lat nie pojawiało się w niej nic nowego. Nie było pieniędzy na książki. A więźniowie szukali niemal wyłącznie podręczników. Książki stały rzędami, niepodpisane, owinięte w szary papier. – Ponury widok – wspomina Kłos. – Jeśli więźniowie nie znali tytułów i autorów książek, nie wiedzieli, co wypożyczać. A jak nie ma książek, to nie ma nic.
Mięśniak z Sartre’em pod pachą
Zbliżały się akurat święta Bożego Narodzenia.