Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Efekty bardzo specjalne

Komiksy Franka Millera na kinowym ekranie

Rosario Dawson jako Gail w „Sin City 2: Damulka warta grzechu” - najnowszej ekranizacji komiksu Millera Rosario Dawson jako Gail w „Sin City 2: Damulka warta grzechu” - najnowszej ekranizacji komiksu Millera Kino Świat
Współczesne kino polubiło komiksy Franka Millera. Właśnie wchodzi na ekrany druga część przebojowego „Sin City”.
Miller wielokrotnie deklarował, że nie znosi ekranizacji komiksów, bo twórcy filmowi nie potrafią oddać ducha pierwowzorów.Todd Heisler/The New York Times/EAST NEWS Miller wielokrotnie deklarował, że nie znosi ekranizacji komiksów, bo twórcy filmowi nie potrafią oddać ducha pierwowzorów.

Na tegorocznym Comic-Con w San Diego miłośnicy komiksu nie mogli poznać Franka Millera. Choć ma dopiero 57 lat, wyglądał o wiele starzej. Chudy, blady i prawdopodobnie poważnie chory, czego sam nie chciał jednak komentować. Premiera drugiej części „Sin City”, która odbyła się właśnie w San Diego (w Polsce film można oglądać od 5 września), to jego próba powrotu do łask fanów. Pozostanie dla nich wprawdzie jednym z największych reformatorów komiksu o superbohaterach, ale naraził się swojej publiczności politycznymi deklaracjami.

Batman po sześćdziesiątce

Pierwszy wielki sukces Miller osiągnął w latach 80. Przejął wtedy serię „Daredevil” o niewidomym superbohaterze, który na co dzień jest nowojorskim prawnikiem. Seria nie sprzedawała się zbyt dobrze, ale Miller wiedział, że czasy grzecznego, eskapistycznego komiksu się skończyły i medium powinno reagować na codzienne kłopoty: rosnącą przemoc, przestępczość i problemy z narkotykami. Miller, odpowiedzialny początkowo tylko za warstwę graficzną, zmienił klimat „Daredevila”: kreska stała się drapieżna, kolorystyka bardziej mroczna, z ciekawymi miejskimi pejzażami. Z czasem artyście – narzekającemu na naiwne scenariusze – powierzono także pisanie historii. Postać Daredevila stała się o wiele bardziej brutalna, męska, niejednoznaczna, a Miller przemycił do komiksu wiele motywów z kultury Dalekiego Wschodu, którą się fascynował. Sprzedaż znacząco się poprawiła, a notowania Millera w wielkich domach wydawniczych jak DC i Marvel znacząco wzrosły. Na tyle, że w DC powierzono mu postać Batmana. Dzięki temu w 1986 r. powstała jedna z najciekawszych opowieści o Człowieku-Nietoperzu – „Powrót Mrocznego Rycerza”. W tym komiksie Miller już na dobre ujawnił swoje zamiłowanie do politycznej publicystyki.

Na pierwszy rzut oka „Powrót Mrocznego Rycerza” to rzecz o starości i kryzysie tożsamości Batmana – Bruce Wayne skończył już sześćdziesiątkę i jako Batman od dawna przeszedł na emeryturę. Jednak coraz bardziej zagrażający Gotham gang mutantów zmusza go do powrotu. W rzeczywistości Miller opowiada o kryzysie zachodniej demokracji, która przegrywa z przemocą, tonąc w politycznej poprawności, a ważniejszy od prawdy staje się zmanipulowany przekaz medialny. Dlatego kluczowe wątki w „Powrocie Mrocznego Rycerza” to przekazy telewizyjne, newsy i programy z gadającymi głowami, a Miller punktuje słabości – burmistrz Gotham zostaje zamordowany w trakcie negocjacji z przywódcą gangu mutantów, po czym jego następca nadal jest „gotów do negocjacji”.

Pracując nad Daredevilem i Batmanem, Miller jednocześnie szukał bardziej autorskiego języka wizualnego, bacznie obserwując to, co się dzieje w komiksie europejskim, a przede wszystkim w japońskiej mandze. Pierwszym efektem tych fascynacji był „Ronin” z 1983 r., ale prawdziwym sukcesem okazało się dopiero „Sin City”, opublikowane w 1991 r. w wydawnictwie Dark Horse, które również stawiało na komiksy popularne, ale było alternatywą dla takich gigantów jak Marvel i DC i dawało twórcom więcej wolności.

Miller doskonale z tej wolności skorzystał. Choć poza światem komiksu warstwa graficzna „Sin City”, oparta na silnych kontrastach, dynamicznym i niesymetrycznym kadrowaniu, wydaje się unikatowym językiem wizualnym, nie jest to do końca prawda. Wizję miasta noir, w którym wszyscy są mniej lub bardziej zdeprawowani, i przełożenie tej wizji na grę kontrastów czernią i bielą Frank Miller doskonale znał z popularnej w Europie serii „Alack Sinner” autorstwa duetu Munoz/Sampayo. „Alack Sinner” był jednak dość statyczną opowieścią, a Miller postanowił pójść krok dalej, decydując się na jeszcze większy radykalizm w warstwie graficznej i dokładając do tego kadrowanie i dynamikę rodem właśnie z japońskich komiksów. Dzięki temu „Sin City” nie dość, że wyglądało świetnie, to jeszcze czytało się sprawnie. Mimo że fabuła komiksu była dość niewyszukana: piękne kobiety, silni mężczyźni, seks, zdrada, walki i kryminalne intrygi. Ubranie tych historii w inną kreskę z łatwością obnażyłoby ich miałkość. Za to dziś świetnie sprawdzają się w kinie.

Ekranizacje bez ducha

Miller wielokrotnie deklarował, że nie znosi ekranizacji komiksów, bo twórcy filmowi nie potrafią oddać ducha pierwowzorów. Ale w końcu zgodził się, żeby przenieść „Sin City” na ekran, kiedy Robert Rodriquez obiecał, że wiernie odda klimat mrocznego miasta, a Miller będzie miał wpływ na kształt produkcji. Reżyser słowa dotrzymał. Co więcej, filmowe „Sin City”, które mogliśmy oglądać w 2005 r., chwalono wówczas jako pierwszą udaną od lat ekranizację komiksu i doskonały przykład, jak powinno się to robić. „Jak na ironię projektowałem »Sin City« w taki sposób, żeby nie dało się go zaadaptować na film. Chciałem pokazać ludziom, że w komiksie można zrobić coś, czego nie da się zrobić w filmie”mówił Miller w wywiadzie dla „Playboya”.

Przed „Sin City” większość ekranizacji historii obrazkowych nie odwoływała się ani do języka komiksu, ani do jego warstwy graficznej – tak jakby treścią komiksu była tylko fabuła, a rysunek pełnił funkcję pomocniczą i nie wpływał na percepcję historii. „Sin City” udowodniło, jak wiele zyskać może kino, kiedy podchodzi do komiksu z respektem, nie ignorując rysunkowej materii. Z podobnym respektem do pierwowzoru Millera podszedł Zack Snyder, ekranizując „300” – bardzo ciekawy wizualnie, ale przepełniony patosem komiks o starciu Spartan z armią perską w wąwozie termopilskim. Snyder garściami czerpał z pierwowzoru: zastosował kadrowanie Millera, grę przestrzenią, cieniem, a także nawiązał do bardzo malarskiej palety barw, za którą w albumie odpowiedzialna była ówczesna żona Millera Lynn Varley.

„300” to opowieść, którą wszyscy doskonale znają z lekcji historii, ale sposób, w jaki ukazano w niej Greków i Persów (zarówno w komiksie, jak i filmie), sprawił, że film zaczęto odczytywać przez pryzmat polityczny i konfliktu Ameryki i Europy ze światem arabskim. Nic w tym dziwnego, bo Spartanie u Millera ze swoim indywidualizmem uosabiali ewidentnie świat wartości Zachodu, a Persowie zostali pokazani jako bezwolna masa niewolników pozbawionych tożsamości. Odczytywano to w mig, czego dowodem fakt, że „300” został zakazany w Iranie, a Mahmud Ahmadineżad (do niedawna prezydent tego kraju) oświadczył, że obraz Snydera znieważa jego kraj i jest częścią psychologicznej wojny prowadzonej przez USA. Sequel z 2007 r. „Rise of an Empire” nie wywołał już większego zamieszania.

Komiks w walce z terrorem

Po kasowym sukcesie „Sin City” i „300” zaczęła się zła passa. Wyniki box office’u były imponujące, odpowiednio: 158 mln i 456 mln dol. Pierwsza klęska przyszła, kiedy podbudowany tymi osiągnięciami artysta zdecydował, by samemu robić filmy. Ekranizacja „The Spirit” Willa Eisnera – nieżyjącego giganta amerykańskiego komiksu autorskiego – okazała się klapą. Przede wszystkim dlatego, że Miller (prywatnie przyjaciel Eisnera) nie podszedł z szacunkiem do pierwowzoru, o co zawsze miał pretensje do filmowców. „The Spirit”, choć jest kryminałem, to komiks stworzony w zupełnie innym duchu niż „Sin City” – bardzo niewinny, humanistyczny i w gruncie rzeczy pogodny. Tymczasem film Millera nie dość, że raczej prymitywny, to jeszcze wyglądał niemal jak kolejna część „Sin City”.

Kolejną wpadką okazał się zmiażdżony przez krytykę komiks „Holy Terror”, wydany w 2011 r. na rocznicę zamachu z 11 września 2001 r. Miller bronił go mówiąc, że jest celową propagandą (w pierwotnym tego słowa znaczeniu), oddającą ducha czasu i będącą odpowiednikiem komiksów z Kapitanem Ameryką walczącym z hitlerowcami. Trudno jednak obronić krwawe porachunki zamaskowanego superbohatera z islamskimi terrorystami, które zamieniają się w jedną wielką scenę rzezi z pretekstową, prymitywną fabułą.

Jawnie polityczna sztuka nie służyła Millerowi, ale szedł w zaparte, pogrążając się dodatkowo politycznymi deklaracjami na swoim blogu. Jego najsłynniejszy i ostatni wpis z 11 lipca 2011 r. był mało kurtuazyjną krytyką ruchu Occupy Wall Street. Twórca nazwał protestujących złodziejami i gwałcicielami i radził, by wracali do mamusi pograć w „World of Warcraft”. Słowa te wywołały burzę i falę ogromnej nienawiści (obelgi – od militarysty po kryptofaszystę) również ze strony dotychczasowych fanów, a Miller szybko się przekonał, że internet to nie konwent komiksowy, gdzie wszyscy z nabożną czcią słuchają artystów.

Trudno więc dziś nie traktować filmowego „Sin City 2” jako próby uspokojenia nastrojów. Biorąc pod uwagę obsadę (jest Jessica Alba, Eva Green, a nawet Lady Gaga) i jeszcze większe wykorzystanie efektów specjalnych, o wyniki nie ma się co martwić. „Kocham prowokować, ponieważ po części celem sztuki jest prowokacja” – tłumaczył niedawno Miller w wywiadzie dla „New York Timesa”. Pytanie, czy poza prowokacją potrafi jeszcze tworzyć nowe dobre komiksy czy tylko ekranizować stare, pozostaje otwarte.

Polityka 36.2014 (2974) z dnia 02.09.2014; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Efekty bardzo specjalne"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną