Zaczęło się – jak to często bywa – od przypadku. W 1975 r. kierowca wyścigowy Hervé Poulain poprosił swego przyjaciela, wybitnego twórcę Alexandre’a Caldera, by pomalował według własnej wizji jego sportowe auto marki BMW. Wiekowy już artysta zamówienie przyjął. I choć zmarł rok później, jego praca na tyle spodobała się szefom motoryzacyjnej firmy, że zaczęli zamawiać kolejne „oleje na blasze”. Twórców dobierali starannie, celując w tych najbardziej znanych i uznanych. Efektem operacji „malarskiego tuningu” stała się kolekcja 17 aut, na co dzień prezentowana w Muzeum BMW w Monachium.
Do Polski przywieziono sześć – jak to organizatorzy ładnie nazywają – „mobilnych dzieł sztuki”. Trzeba przyznać, że z kolekcji wybrano obiekty najbardziej spektakularne. Listę otwiera protoplasta – dzieło Caldera, autora słynnych ruchomych, kinetycznych rzeźb. Są efektowne prace dwóch największych gwiazd popartu: Andy’ego Warhola i Roya Lichtensteina oraz dość bliskiego im duchowo Davida Hockneya. Nietypowy w tym zestawie jest projekt słynnej konceptualistki Jenny Holzer. Zamiast kolejnego obrazka jej auto pokrywa duży napis, jeden z jej najbardziej znanych „Truizmów”: „Chroń mnie przed tym, czego pragnę”. Naniesiony na wyścigowe BMW V12 LMR (maksymalna prędkość: 340 km/h), obiekt westchnień wielu mężczyzn, zyskuje szczególny i mocno przewrotny sens. I wreszcie ostatni obiekt – sportowe BMW M3, którym zajął się jeden z najsłynniejszych artystów ostatnich dekad Jeff Koons. Uczynił to z zaskakująco dobrym efektem, zważywszy, że popularność zdobył dzięki dmuchanym stalowym królikom i prowokującym kiczem rzeźbom.
Dwóch obiektów z tej serii będzie mi bardzo w stolicy brakować.