Obywatel na koszulce
Do sprzedaży trafią koszulki z Grzegorzem Ciechowskim. Komu to (za)szkodzi?
Awantura wokół sprzedaży wizerunku Grzegorza Ciechowskiego firmie odzieżowej Bytom to – jak dla mnie – rzecz dość absurdalna. Mimo że do kontaktów świata kultury i biznesu odnoszę się sceptycznie, czego dowodem niech będzie moje negatywne stanowisko w sprawie wydania nowej płyty U2 jako elementu kampanii reklamowej firmy Apple.
Zresztą z reguły podobał mi się ton Ciechowskiego, który w swoich tekstach często opowiadał w tonie krytycznym, albo przynajmniej z ironią, o kupczeniu sztuką. Tutaj jednak sprawa dotyczy tak naprawdę czegoś innego: bliscy zmarłego przed 13 laty lidera Republiki są podzieleni na kilka obozów, co nieźle pokazało inne niedawne zamieszanie – wokół książki Małgorzaty Potockiej „Obywatel i Małgorzata”.
Są dzieci z dwóch różnych związków, byłe żony, wieloletni menedżer, koledzy z zespołu, fani. W kontekście sprawy Bytomia niemal wszyscy – z wyjątkiem ostatniej żony, która prawo do wizerunku sprzedała – wypowiadają się mniej lub bardziej oburzonym tonem, obficie wspierając to argumentacją „co by zrobił bohater, gdyby żył”. Negatywnie odnosząc się do sprawy, rozreklamowują tylko, paradoksalnie, wprowadzaną w październiku kolekcję odzieży. A jeśli dojdą do tego jakieś procesy cywilne, Bytom nie będzie musiał inwestować nawet w kampanię informacyjną, bo – biorąc pod uwagę sądowe tempo – atmosfera wokół kolekcji GC będzie gorąca przez kilka sezonów.
Firma w swojej serii „The Culture Icons” miała już kolekcje poświęcone Hłasce i Cybulskiemu. Tu protestów sobie nie przypominam. Nie noszę, ale wyglądają estetycznie. Poza tym stale sprzedaje się miliony koszulek z wizerunkiem różnych zmarłych gwiazd estrady z ostatniego półwiecza i jeśli tylko nie są to jakieś dzikie dalekowschodnie podróbki, ktoś ma prawa do wizerunku i ktoś (zwykle rodzina) dostaje za to pieniądze. Czy to jest niegodne?
Moim zdaniem argumentacja Przemysława Wałczuka, pełnomocnika rodziny Anny Skrobiszewskiej – że są przecież ubrania z Kurtem Cobainem czy Ianem Curtisem – ma sens. Nie jestem zwolennikiem kupczenia wizerunkiem osób zmarłych i lubię podważać funkcje jedynych strażników pamięci – zwykle wdów – ale bardziej rozsądne wydaje mi się kontrolowanie takich praw przez rodzinę niż pozostawianie woli ogółu, czyli pójście na żywioł.
Pozostaje oczywiście stały problem dystrybucji pieniędzy – niemałych w tym wypadku, bo w grę wchodzą różnego typu prawa autorskie artysty, który pozostawił po sobie duży i atrakcyjny katalog utworów. Między wierszami tej afery czytam więc, że więcej osób chciałoby w tej dystrybucji uczestniczyć. Koledzy z Republiki grają utwory zmarłego nie tylko charytatywnie, Małgorzata Potocka z tantiem z tytułu publikacji bardzo osobistych wspomnień na temat GC też – o ile mi wiadomo – nie zrezygnowała.
O ile więc zawsze fałszywą nutą dźwięczy podejmowanie decyzji w imieniu zmarłych, to w tym wypadku słyszę też lekką nutę hipokryzji po drugiej stronie. Nie zapowiada się, żeby powstał z tego jakiś ładny akord, a taki dysonans wizerunek Ciechowskiego psuje akurat dużo szybciej i skuteczniej niż t-shirty.