W swojej pięcioletniej karierze dali zaledwie około 20 koncertów. W tym wiele dla publiczności nieprzekraczającej 50 osób. Nic dziwnego, że okoliczności, w jakich powrócili po 18 latach, wprawiły członków Księżyca w osłupienie. Najpierw krakowski kościół św. Katarzyny wypełnił się po brzegi. Pomimo pojemnej kubatury bilety na występ grupy w ramach festiwalu Unsound wyprzedały się, a spora grupa zdesperowanych fanów czekała do samego końca, byleby tylko wślizgnąć się do środka (podobnie było zresztą z warszawskim koncertem w Centrum Sztuki Współczesnej). Co ciekawe, wielu fanów to melomani niewiele starsi niż sam zespół. Niemało gości z zagranicy. Oni wszyscy nie mają wątpliwości: wydana przed laty debiutancka płyta Księżyca była jedną z najbardziej zaskakujących artystycznych wypowiedzi lat 90.
Koncert Księżyca przed tak dużym audytorium jak w krakowskim kościele stanowił pewien wyłom w ich filozofii. Członkowie kwintetu powtarzali zawsze, że ich ideą jest robienie muzyki nienachalnej i peryferyjnej. Mając takie założenia, prędko porozumieli się z naczelnym romantykiem alternatywnej sceny lat 90. – Wojckiem Czernem. Ten niezachwiany w swoim idealizmie producent, wydawca i muzyk od kilkunastu lat mieszka w Rogalowie – małej wiosce, usytuowanej w malowniczej scenerii pomiędzy Nałęczowem a Kazimierzem Dolnym. Własnymi środkami buduje tam analogowe studio. Choć prace wciąż postępują, z jego gościny korzystali już Tomasz Budzyński („Luna”), Robotobibok („Nawyki przyrody”) czy Lao Che („Powstanie Warszawskie”).
Czern zapraszał w swoje progi tylko artystów, których muzyka jego zdaniem mogła znieść próbę czasu. A ich działalność sygnował nazwą OBUH.