Można się spierać, czy to jest najlepszy musical ostatnich lat. Złośliwcy mówią, że stworzenie przeboju, którego składowymi są same przeboje (w tym wypadku piosenki Abby), to nic trudnego. Nawet jeśli jest w tym ziarno prawdy, to i tak skala mammamiamanii musi zastanawiać.
Wszystko zaczęło się dosyć banalnie. Choć nazwa Waterloo raczej nie kojarzy się ze zwycięstwem, właśnie piosenką o takim tytule nieznany kwartet ze Szwecji wygrał Konkurs Eurowizji w Brighton w 1974 r. – Proszę pamiętać – przypomina Wojciech Kępczyński, dyrektor warszawskiego Teatru Muzycznego Roma i reżyser pierwszej polskiej inscenizacji „Mamma Mia!” – że żaden zwycięzca Eurowizji nie zrobił takiej kariery jak oni.
To prawda – niemal każdy singiel i album Abby okazywał się komercyjnym sukcesem, aż po ostatnie nagrania w 1982 r. Obie pary tworzące zespół rozstały się i po prywatnym przyszedł czas na pożegnanie zawodowe. Panie zaczęły nagrywać płyty solowe. Agnetha Fältskog wydała kilka albumów w popowym, zbliżonym do Abby brzmieniu. Frida Lyngstad poszła drogą nieco bardziej odważną, ale poza wyprodukowanym przez Phila Collinsa singlem „I Know There’s Something Going On” nie przebiła się do mainstreamu. Więcej szczęścia mieli panowie, czyli Björn Ulvaeus i Benny Andersson. Już w 1984 r. na płycie ukazał się ich pierwszy musical „Chess”, który dwa lata później przeniesiono na scenę. Na listach przebojów pojawiły się dwa pochodzące z niego hity: „One Night In Bangkok” oraz „I Know Him So Well”. W PRL zaistniała tylko pierwsza piosenka, bo gdy władze zdały sobie sprawę, że tematem „Szachów” są operacje KGB i rewolucja na Węgrzech, szybko zakazały tytułu. Teksty i libretto do przedstawienia napisał Tim Rice – autor tekstów do takich hitów jak „Evita”, „Jesus Christ Superstar” czy „Król Lew”.