Chcemy arcydzieł, jest kłopot
Odchodząca dyrektor PISF o zmianach w polskiej kinematografii
POLITYKA: – Polskie kino znów jest na fali. Rośnie frekwencja. Podnosi się jakość. Mamy Oscara. To zasługa kierowanego przez panią od 10 lat PISF?
Agnieszka Odorowicz: – To przede wszystkim zasługa twórców. Najpierw musi być dobry film, ale oczywiście sztuką jest też skutecznie go wypromować. Na sukces polskiej kinematografii pracuje wiele różnych środowisk, w tym dystrybutorzy, kina i recenzenci filmowi. Last but not least nasz Instytut.
Co uważa pani za swoje największe osiągnięcie?
To, że z sukcesem zmieniła się polska kinematografia. Zdemokratyzowaliśmy rynek producencki – powstało ponad 140 firm, zadebiutowały nowe pokolenia twórców. Udało się przekonać prywatnych przedsiębiorców, którzy finansują z daniny publicznej polskie kino, że warto ponosić ten ciężar i inwestować w kreatywność. Przypomnę, że 10 lat temu, kiedy ustawa została uchwalona, protestowały firmy, które miały ponosić dodatkowy ciężar podatkowy, protestowała też część polityków. 2005 to był rok wyborczy, więc niektórzy zapowiadali, że zaraz po zmianie władzy ustawa zostanie zniesiona albo co najmniej znowelizowana. Szczęśliwie tak się nie stało, choć podejmowano liczne inicjatywy legislacyjne, aby na powrót uzależnić kinematografię od budżetu państwa. Posłowie nie poddali się tym naciskom i jestem im za to wdzięczna. A w 2013 r. ci sami przedsiębiorcy, którzy składają się na budżet kinematografii, przyznali mi statuetkę menedżera roku. Kwintesencją zaufania dla mnie i dla instytucji, którą prowadzę, jest jednak pozytywny wynik kontroli dziesięcioletniej działalności PISF przez NIK.
Można powiedzieć, że prowadzi pani politykę kulturalną? A jeśli tak, to jaką?
Jednym z zadań Instytutu jest inspirowanie twórców szczególnymi tematami i różnorodnymi formami filmowymi.