Justyna Sobolewska: – W Polsce pana powieść „Półbrat” stała się bestsellerem, chociaż ma niemal tysiąc stron i nie jest kryminałem ani powieścią akcji. Orhan Pamuk mówił, że nic nie jest w stanie zastąpić powieści, tylko ona może zbliżyć nas do życia, zgodzi się pan z nim?
Lars Sabyee Christensen: – Tak, to bardzo ładnie powiedziane. Powieść opowiada te historie, które nie mieszczą się gdzie indziej. I jest w szczególny sposób związana z losem jednostek, pojedynczych ludzi, dlatego w moim przekonaniu jest również gatunkiem humanistycznym. Może rzucić światło na miejsce, w którym panuje cień.
Cień spowija wiele postaci w „Półbracie” – nie wiemy, kim jest tak naprawdę Arnold, Fred jest „człowiekiem nocy”.
Pisząc, odkryłem, że jest to również opowieść o ojcach, którzy znikają, którzy odwracają się plecami, co później powtarzają ich synowie. Nazywam ich ludźmi nocy i rzeczywiście są spowici w coś w rodzaju cienia, jak fotografie portretowe z podwójną ekspozycją.
„Półbrata” czyta się w transie – wiele osób mówiło, że nie mogło potem wyjść z tego świata. Pisanie też było rodzajem transu?
Pisanie to przemieszanie starannego planowania i improwizacji, świadomości i intuicji, a wszystko to w stanie głębokiej koncentracji, który niekiedy rzeczywiście można nazwać transem.
Czy postaci miały swoje pierwowzory, czy są całkowicie fikcyjne?
Postaci są fikcyjne, wymyślone od podstaw, z wyjątkiem Rakel, która mieszkała w opisywanej przeze mnie kamienicy i była przyjaciółką mojej matki, oraz Patursona, najwyższego człowieka na świecie.