W Szczecinie radni PiS, bez wcześniejszych konsultacji i dyskusji, przegłosowali uchwałę o budowie pomnika Lecha Kaczyńskiego. Ma stanąć na istniejącym już skwerze im. Lecha Kaczyńskiego przy Bramie Królewskiej, blisko prostego w formie, nagradzanego na świecie budynku Filharmonii Szczecińskiej i powstającej obok minimalistycznej placówki szczecińskiego Muzeum Narodowego. Decyzja radnych może być niezgodna z miejscowym planem zagospodarowania, który dopuszcza tylko budowę obiektów podziemnych, więc Urząd Wojewódzki wszczął postępowanie nadzorcze.
Pieniądze na budowę pomnika zostaną zebrane wśród mieszkańców, może się więc okazać, że środków będzie mniej niż w wypadku projektów państwowych, a to przełoży się na niedopracowaną formę. Miejscy architekci rozumieją wprawdzie, że pomysł może być dla kogoś ważny, ale tej formy upamiętnienia się obawiają. Pomniki Lecha Kaczyńskiego i katastrofy/zbrodni smoleńskiej mają zbyt silne odniesienia do bieżącej polityki, aby bez obaw przekuwać je w spiż, na wieczne trwanie.
Pomnik to zawsze symbol siły, sposób na umocnienie pozycji, stawiającej go, władzy. – Myślę, że tak może być w przypadku Lecha Kaczyńskiego. Pamięć o tej osobie może być wykorzystywana do rozgrywania bieżącej potrzeby dominacji – tak Agnieszka Tarasiuk, kuratorka muzeum rzeźby w stołecznej Królikarni, komentuje to, co dzieje się teraz w Szczecinie.
PRL - ograniczony wachlarz tematów
Stawianie pomników zawsze było silnie podszyte ideologią, polityką historyczną i kulturalną. Tuż po drugiej wojnie światowej władze i naród zbyt zajęte były odbudowywaniem kraju, by zajmować się w jakiś szczególny sposób działalnością komemoratywną. Ale już w latach 50. XX w. ruszyła maszyna czczenia w spiżu, brązie czy granicie. Wachlarz tematów był ograniczony.