Polska ornitolożka Anna Keller (w tej roli ulubiona aktorka Krauzów Jowita Budnik) zajmuje się wymierającymi gatunkami sępów. Na początku lat 90. jako naukowiec trafia do Kigali, stolicy Rwandy. Gdy wybucha morderczy konflikt, Annie udaje się uratować z rzezi i przewieźć do Polski jedną dziewczynę Tutsi, córkę profesora, dla którego pracowała (w roli Claudine – Eliane Umuhire, czołowa aktorka rwandyjska, gwiazda teatru w Kigali specjalizującego się w spektaklach rozpracowujących traumę z 1994 r.). Obie po jakimś czasie wracają do Rwandy.
„Ptaki śpiewają w Kigali” to pierwsza od lat duża fabularna produkcja realizowana oficjalnie w Rwandzie. Rząd tego kraju stał się bardzo ostrożny, boi się wydawać kolejne zezwolenia, uważa, że niemal wszystkie filmy o ludobójstwie były dla Rwandy krzywdzące.
– Wiesz, na czym to polega? – pyta scenografka filmu Jolie Claudine Murenzi, pracująca wcześniej przy największych amerykańskich produkcjach, m.in. „Podać rękę diabłu” czy „Shooting Dogs”. – Kiedy czytałam te wszystkie hollywoodzkie scenariusze, miałam często poczucie zażenowania. Były pisane z pozycji kolonialnej wyższości i z trudem maskowanej pogardy. Dobry biały człowiek ratuje biednego czarnego. Scenariusz Joanny i Krzysztofa był inny. W zasadzie byłam tym zdumiona. Po raz pierwszy miałam wrażenie, że napisał to ktoś, kto rozumie i czuje Afrykę, rozumie i czuje Rwandę.
Pallotyn ks. Zdzisław Prusarczyk twierdzi, że „Ptaki śpiewają w Kigali” mogą zrobić wiele dobrego dla sprawy rwandyjskiej. Pokazać, że można już w tym państwie żyć, funkcjonować, że Rwanda się zmienia na lepsze.
Pogodzeni i milczący
21 lat temu w ciągu stu dni maczetami zamordowano w Rwandzie milion ludzi z plemienia Tutsi.