Decyzje prof. Glińskiego wzbudzają od początku zainteresowanie większe niż te wydawane przez jego poprzedników w resorcie kultury. W końcu był wcześniej premierem „rządu technicznego” tworzonego przez PiS, a w gabinecie Beaty Szydło ma stanowisko wicepremiera. Zaczął zresztą od mocnych wypowiedzi o charakterze upomnień (protest w sprawie spektaklu „Śmierć i dziewczyna” we wrocławskim Teatrze Polskim) i deklaracji kierunków (łączenie kultury wysokiej i popularnej, budowanie placówek historycznych – czemu przeczy zresztą opisywany na s. 34 pomysł podporządkowania powstającego od ośmiu lat Muzeum II Wojny Światowej zapowiedzianemu Muzeum Westerplatte). Wicepremier skarżył się, że jako szef resortu nie ma wpływu na placówki, na które wydaje pieniądze. I od początku zapowiadał audyty w instytutach kulturalnych, którymi dość konsekwentnie obudowywali ministerstwo jego poprzednicy, włącznie z Kazimierzem Michałem Ujazdowskim z PiS. Czyli w Instytucie Adama Mickiewicza (IAM), Narodowym Instytucie Audiowizualnym (NInA), Narodowym Centrum Kultury (NCK) i Instytucie Książki (IK).
Pierwsze zmiany kadrowe już są. Zwolniono kierującego NCK przez 9 lat Krzysztofa Dudka, a na fotel dyrektora powrócił Marek Mutor, pierwszy szef tej placówki, powołanej do życia za rządów koalicji PiS, LPR i Samoobrony. W bardziej gorącej atmosferze pożegnał się ze stanowiskiem Grzegorz Gauden, kierujący od ośmiu lat Instytutem Książki. Tu bezpośrednią przyczyną miały być właśnie wyniki audytu, ale – żeby była jasność – nie tego zleconego przez obecnego ministra, tylko przez jego poprzedniczkę Małgorzatę Omilanowską.