Minął już tydzień od śmierci Prince’a w Paisley Park w Minneapolis. Ciało muzyka skremowano podczas prywatnej, rodzinnej uroczystości, ale wciąż jednak nie znamy odpowiedzi na kluczowe pytania: jaka była przyczyna śmierci artysty oraz kto odziedziczy pozostawiony przez niego majątek?
Majątek, przyznajmy, niebagatelny i wciąż się powiększający. W ciągu kilku dni od śmierci muzyka jego nagrania sprzedały się w blisko 3,5 mln kopii, fizycznych i cyfrowych.
Agencja Reutersa powołując się na pierwszego menedżera Prince’a, Owena Husneya, donosi, że tylko katalog muzyczny artysty może być wart ponad 500 mln dolarów.
Testamentu brak
Prince nie zostawił po sobie testamentu. Tyka Nelson, jego jedyna rodzona siostra (muzyk nazywał się tak naprawdę Prince Rogers Nelson), wystąpiła do sądu w Minneapolis o ustalenie administratora majątku brata.
Została nim organizacja Bremer Trust, która przez lata zajmowała się finansami gwiazdora. Pytanie jednak, komu należy się fortuna po zmarłym muzyku?
W chwili śmierci Prince nie miał żony ani dzieci. Jego jedyny syn urodził się w 1996 r. z zespołem Pfeiffera i żył tylko tydzień.
Prince miał dwie żony, ale z ostatnią rozwiódł się w 2006 roku. Wcześniej plotkowano, że Prince sporządził testament i cały majątek zapisał Chrześcijańskiemu Zborowi Świadków Jehowy, którego był wyznawcą. Ostatecznie jednak to Tyka i pięcioro przyrodniego rodzeństwa Prince’a najprawdopodobniej odziedziczą, jako najbliżsi krewni, jego majątek.
Samobójstwo czy AIDS?
W domu muzyka nie znaleziono dowodów jednoznacznie wskazujących na przyczynę śmierci.
Najpierw plotkowano o przedawkowaniu narkotyków lub środków przeciwbólowych. Te doniesienia zdementował prawnik artysty.