Przez ponad dwie dekady reżyserskiej kariery Piotr Cieplak zapracował sobie na miano bodaj jedynego w polskim teatrze poszukiwacza metafizyki i Boga – piątego, duchowego wymiaru w sytuacjach codziennych, twórcy scenicznych moralitetów i misteriów. Teatralnym hitem lat 90. była jego – głośna pod każdym względem – realizacja XVI-wiecznej „Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka. Z muzyką rockową graną na żywo przez zespół Kormorany, z Chrystusem walczącym ze złem i z aptekarzem Rubenem, sprzedającym trzem Mariom wonności, który w wykonaniu Adama Ferencego przypominał ówczesnych polskich rekinów biznesu handlujących na ulicy ze „szczęk”.
Polska klasyka w teatrze Cieplaka gościła rzadko. Ponad rok temu zaczął w Teatrze Narodowym reżyserować czytanie kolejnych ksiąg „Pana Tadeusza” (całość do zobaczenia w kolejne wieczory od 20 do 25 maja), a potem przystąpił do pracy nad spektaklem-komentarzem do utworu Mickiewicza. Wcześniej sięgnął tylko po „Wesele” Wyspiańskiego. Przedstawienie zbudowane na jego podstawie – „Albośmy to jacy, tacy...” z Teatru Powszechnego w Warszawie (2007 r.) – stało się jednym z najważniejszych w jego karierze i jednym z ważniejszych głosów teatru w czasach pierwszych rządów PiS. Pokazywało Polaków skłóconych, ale i dawało nadzieję, że w przyszłości będą potrafili, tak jak rzeczywiste pierwowzory weselników z bronowickiej chaty, pracować wspólnie dla kraju.
Cyklem inscenizowanego czytania „Pana Tadeusza” Cieplak wpisuje się w nurt wyznaczony przez „Dziady” Michała Zadary – prezentowania klasycznych polskich tekstów nie tak, jak teatr przyzwyczaił widzów, we fragmentach, ale tak, jak autor je napisał – od pierwszej do ostatniej litery.