Sfotografowanie Rosji bez wyjazdu do Rosji brzmi jak kiepski żart. Chyba że nie mówimy o Rosji jako kraju, ale stanie sformatowania duszy i przestrzeni. Postkolonialnym krajobrazie, który pozostał w 15 republikach byłego ZSRR po rozpadzie imperium. Tylko jak fotografować duszę? Gdzie kończy się kolonialne piętno, a gdzie zaczyna lokalny koloryt? Te pozornie abstrakcyjne pytania pchnęły na obrzeża byłego imperium grupę fotografów zrzeszonych w kolektywie Sputnik Photos. Ludzi na tyle dorosłych, że pamiętają jeszcze „Wiesołyje Kartinki”, ale na tyle też młodych, że upadek Sojuza znają raczej z telewizyjnych „Wiadomości”. Przyciągnęło ich imperium, niby upadłe, ale ciągle istniejące. Może nie na mapach świata, ale z pewnością w głowach swoich byłych poddanych.
Raport z miasta X
Michał Łuczak prosi, żeby nie podawać kraju ani miasta, w którym wydarzyła się ta historia. Chce chronić swojego fixera, czyli człowieka, który był jego przewodnikiem po kraju. Łuczak pojechał tam zobaczyć nieistniejące miasto. W Rosji było takich wiele. Białe plamy na mapie wrzucone do jednego worka pod wspólną nazwą – ZATO (Zamknięta Struktura Organizacyjno-Administracyjna). Miasta bez nazwy własnej, a raczej z jej substytutem w postaci nazwy najbliższego dużego miasta i numeru. Czasem nadanego losowo, czasem w myśl jakiegoś wyższego porządku.
Podróż do miasta X musiała przebiegać przez Moskwę, bo każda z 15 byłych republik Związku Radzieckiego do dziś ze światem komunikuje się właściwie tylko przez Moskwę. O mieście X wiadomo, że istnieje od 1992 r. Wszystkie te miasta urodziły się jednego dnia. Ich akuszerem był Borys Jelcyn, który jednym dekretem odtajnił wszystkie 45 ZATO.