Ze scenarzystami zawsze był w Polsce problem. Rytualnie narzekali na ich brak lub marną jakość pracy reżyserzy filmowi – sam Andrzej Wajda w co drugim wywiadzie żalił się, że jest gotowy do pracy, tylko brakuje dobrego scenariusza. Scenarzysty do „Człowieka z nadziei” szukał latami, do historii Lecha Wałęsy przymierzało się kilku twórców, w końcu w bólach napisał ją Janusz Głowacki. Inni reżyserzy po prostu pisali swoje filmy sami. Co wielu skłania do tezy, że scenarzyści nie mieli szansy rozwoju, bo polskie reżyserskie kino ich zwyczajnie nie potrzebowało.
Co było przyczyną, a co skutkiem, jest dzisiaj mniej ważne. Ważniejsze, że teraz, gdy rozwija się kino gatunkowe, ta luka na rynku zaczyna być widoczna. A jeszcze większy kłopot ma z nią telewizja. Coraz liczniejsze kanały muszą walczyć o widza także na pożądane, nowoczesne polskie seriale. Wołanie o dobry scenariusz i profesjonalnego scenarzystę staje się coraz głośniejsze i dobiega zewsząd. Bo dobry serial to przede wszystkim dobrze opowiedziana, wciągająca historia i przekonujący bohaterowie. Scenarzysta jest w tej konkurencji ważniejszy niż reżyser.
Scenarzysta do bicia
Rewolucja serialowa, która w Stanach Zjednoczonych zaczęła się z początkiem nowego wieku (wraz z markowymi produkcjami HBO jak „Rodzina Soprano”), powoli dociera do Polski. Na rodzący się popyt na scenariusze reagują szkoły filmowe, każda ma wydział scenariuszowy albo kurs, coraz liczniejsze są konkursy, warsztaty scenariuszowe organizowane są przy okazji festiwali filmowych. Czy widać pierwsze efekty?
Na zorganizowane przez Canal+ i Szkołę Wajdy laboratorium scenariuszowe przyszła setka zgłoszeń. – Reprezentowały wszystkie gatunki serialowe, był nawet jeden horror. To ogromna radość, zaufanie i uzasadnienie rozpoczęcia projektu – mówi Anna Limbach-Uryn, dyrektor programowa nc+.