U Wajdy narracja zaczyna się w 1948, a kończy w 1952 r. wraz ze śmiercią twórcy. Reżysera interesował tylko jeden wątek: zderzenia silnej osobowości artystycznej z bezdusznym i okrutnym systemem realnego socjalizmu. Pragnął pokazać niepokornego twórcę w trybach jednowymiarowej, nieznoszącej sprzeciwu ideologii. Tu jednak warto by dodać mały suplement. Gdy w 1931 r. Strzemiński otrzymywał Nagrodę Miasta Łodzi, to najgłośniej protestowano przeciwko temu wyborowi pod hasłami walki z żydokomuną i bolszewizmem. Zaś po wojnie to właśnie bolszewicka władza wykazała się wyjątkową zajadłością w zwalczaniu artysty. Taki chichot potrafi wydać z siebie jedynie historia.
Z potencjalnych scenariuszy o życiu Strzemińskiego można by ułożyć cały biograficzny serial, z odcinkami utrzymanymi w różnych filmowych konwencjach.
Odcinek I. Dramat wojenny. Akcja toczy się podczas pierwszej wojny światowej. Rzecz o młodym, wrażliwym człowieku, którego tryby historii bezlitośnie wciągają w swój wir. Pochodzący z okolic Mińska, z osiadłej tam od dawna polskiej rodziny, Władysław Strzemiński kończy studia w Wojskowej Szkole Inżynieryjnej w St. Petersburgu. Nasz bohater ma 21 lat, jest mężczyzną ambitnym, przystojnym, inteligentnym i ciekawym świata. Kariera zdaje się stać przed nim otworem. Niestety, mamy 1914 r., w Europie właśnie wybucha wojna. Jako oficer armii carskiej trafia na front. Służy jako saper. Szczęście sprzyja mu do czasu. W 1916 r. w wyniku przypadkowego wybuchu granatu traci lewą rękę i prawą nogę. Spędza dwa lata w szpitalach. Popada w depresję. Na szczęście podczas rekonwalescencji w moskiewskim szpitalu im. Prochorowa poznaje młodziutką i urodziwą 18-letnią Rosjankę. Pochodzi ona z zamożnej rodziny kupieckiej o szlacheckich niemieckich korzeniach.