Za nami 74. ceremonia rozdania Złotych Globów, najważniejszych nagród filmowo-telewizyjnych, zbierających i doceniających osiągnięcia na małym i dużym ekranie. Galę po raz pierwszy poprowadził Jimmy Fallon.
Najwięcej nominacji w kategoriach filmowych otrzymali twórcy musicalu „La La Land”. Byli więc oczywistymi faworytami i choć kapituła lubi zaskoczyć, tym razem zagłosowała zgodnie z przewidywaniami – film otrzymał siedem nominacji, a w rezultacie siedem statuetek. To opowieść o pianiście jazzowym (Ryan Gosling), wiedzionym uczuciem do debiutującej aktorki (Emma Stone). Nagrody trafiły do reżysera i scenarzysty (czyli w obu przypadkach do Damiena Chazelle’a), dwójki głównych aktorów i do twórców muzyki (Złote Globy w kategoriach najlepsza muzyka i piosenka). Do polskich kin film trafi 20 stycznia.
W kategoriach telewizyjnych najwięcej szans na statuetki mieli twórcy serialu „Nocny recepcjonista”. Ale wiele nagród w tej sekcji trafiło też do twórców „American Crime Story”. Pisaliśmy w POLITYCE, że „najgłośniejsze amerykańskie seriale ostatnich miesięcy wracają do prawdziwych zbrodni i procesów”. I nie wszyscy są z tego zadowoleni, zwłaszcza bohaterowie (jak najprawdziwsi) tych opowieści.
Statuetek nie zdobył o dziwo serial „Stranger Things”, uznany dość zgodnie przez krytyków za odkrycie sezonu i jedną z najbardziej olśniewających produkcji ostatnich lat.