Najbardziej boję się strachu
Reżyser Fatih Akin o nacjonalizmie i jego wpływie na sztukę
Janusz Wróblewski: – Urodził się pan i mieszka w Niemczech. Jednak związki emocjonalne z Turcją odgrywają w pana twórczości kluczową rolę.
Fatih Akin: – Moi rodzice są Turkami. W latach 60. wyemigrowali do Hamburga, gdzie się urodziłem. Chodziłem do niemieckich szkół. Większość czasu spędzam w Niemczech. Tam wychowuję moje dzieci, kręcę filmy. Nie odczuwam z tego powodu żadnego dyskomfortu. Jeśli obrazowo miałbym zdefiniować tożsamość, to w moim przypadku w 90 proc. wyznacza ją praca, jestem więc częścią kultury niemieckiej.
Jednak filmy, które pan reżyseruje, opowiadają o ludziach zmagających się z problemem identyfikacji. Oni nie należą do żadnego ze światów. Są pomiędzy.
Podczas pracy nad „Głową w mur” czy „Na krawędzi nieba” dręczyły mnie pytania o bagaż odziedziczony po rodzicach, czy żyję we właściwym miejscu, co by było, gdybym urodził się kobietą w tureckiej rodzinie emigrantów? Wartości, które mi wpajano w domu, różniły się diametralnie od tego, z czym spotykałem się na ulicach, w szkole, w gronie znajomych. Kompleks niemiecko-turecki za mocno mi doskwierał, przeszkadzając osiągnąć – nazwijmy to – spokój czy dojrzałość. Ale poradziłem sobie z nim i dziś zajmują mnie inne tematy.
Gdzie jest teraz pana dom?
Moją ojczyzną jest kino. Mówię zupełnie serio. Z drugiej strony wciąż tkwi we mnie cygan. Myślę, że wszyscy jako ludzie żyjemy gdzieś obok, jesteśmy wyobcowani. Nawet jeśli przynależymy do pewnej grupy, religii czy społeczeństwa, nie oznacza to, że staliśmy się szczęśliwsi lub bardziej kreatywni. To tłumaczy – jeśli spojrzymy na procesy zachodzące w Europie – wzrost zainteresowania radykalnym populizmem, renesans nacjonalizmów.