Od czego można zacząć wystawę o tożsamości Polaków? Zapewne od figury Polonii, która – podobnie jak Germania w Niemczech czy Marianna we Francji – jest kwintesencją duchowej wspólnoty narodu. A może od Czarnej Madonny, będącej religijnym odpowiednikiem Polonii? Od orła? Od flagi biało-czerwonej? Owszem, te symbole będą się w ekspozycji przewijać. Ale tu rozpoczęto zaskakująco: od przypomnienia dorobku Stanisława Szukalskiego (1893–1987), twórcy kontrowersyjnego, nacjonalisty, mistyka i antysemity, który jednak wierzył, że w gabinecie artystycznej pracowni da się wypracować system symboli, znaków, obrazów, które mogłyby powszechnie funkcjonować jako znaki tożsamościowe, skupiające wokół siebie rodaków.
Dziś nikt chyba nie ma takich ambicji, a ciąg dalszy wystawy nie pozostawia złudzeń. Twórcy, którzy sięgają do ikonosfery narodowej, czynią to jedynie po to, by dekonstruować, analizować, oświetlać problemy, niekiedy drwić lub ironizować. I choć kuratorzy wystawy zadbali, by przegląd owych artystycznych wizji był jak najpełniejszy (świetnym zabiegiem okazało się włączenie do ekspozycji dzieł filmowych i teatralnych), to mamy do czynienia z obrazem niepełnym. W gruncie rzeczy mówiącym wiele o wrażliwości twórców, ale już dużo mniej o formach narodowej tożsamości funkcjonujących w realnym świecie. Tych, które oddziałują na społeczeństwo nie tylko przy okazji pójścia do kina, teatru czy na wystawę, ale bombardujących go zewsząd: z internetu, mediów, ambon, podczas ulicznych demonstracji i zawodów sportowych, ze sklepów z pamiątkami, ale i rysunków satyrycznych, memów itd.
Dwa światy
Kuratorzy rekonstruują różne pola, na których ugniatała się i nadal ugniata nasza narodowa tożsamość, które jednoczyły (rzadziej) lub konfliktowały (częściej).